+ All Categories
Home > Documents > OpForce Magazine Issue 4

OpForce Magazine Issue 4

Date post: 07-Mar-2016
Category:
Upload: lukasz-bartoszek
View: 235 times
Download: 0 times
Share this document with a friend
Description:
Czwarty numer OpForce Magazine
Popular Tags:
75
M1 Garand Marushin Issue 4 1/2011 Korps mariniers Militarny magazyn rekonstrukcji airsoftowych Glock 17 Army korps commandotropen SIG 552 Commando ICS Siły Zbrojne Holandii darmowy magazyn sieciowy Force magazine Op
Transcript
Page 1: OpForce Magazine Issue 4

M1 Garand Marushin

Issue 4

1/2011

Korps mariniers

Militarny magazyn rekonstrukcji airsoftowych

Glock 17 Army

korps commandotropen

SIG 552 Commando ICS

Siły Zbrojn

e Holandii

darmowy magazyn sieciowy

Forcemagazine

Op

Page 2: OpForce Magazine Issue 4

na celowniku

2

4

6

8

10

12

14

16

18

20

22

24

26

28

30

32

34

36

38

40

42

44

46

48

50

52

54

56

58

60

62

64

66

68

70

14-23 Jedna z dwóch głównych jednostek specjalnych holenderskich sił zbrojnych.Powstała w Achnecary, jak większość współczesnych, europejskich jednostek specjalnych, jest jedną z grup specjalnego przeznaczenia.

26-31 Kamizelka taktyczna podstawą współczesnego wyposażenia.Recenzja holednerskiej kamizelki modułowej. Odpowiedź na pytanie, czy Holendrzy potrafili wymyślić coś nowego, czy skopiowali już istniejące rozwiązania.

42-51 Szwajcarska prezycja zamknięta w obudowie dla komandosa.Relacja z testów repliki szwajcarskiego karabinka SIG 552 Commando ICS. Jak sprawdzi się niewielki SIG w polu? Czy jest w stanie nawiązać rywalizację z dużo większymi replikami?

72

Page 3: OpForce Magazine Issue 4

Od Redaktora

3

Pokonaliśmy kolejne kilometry w naszej podróży po armiach świata. W ostatnim numerze mogliście zapo-znać się z kolejną z nich – francuską. W tym numerze zaglądniemy za wschodnio-południową granicę Re-

publiki Francuskiej i przyjrzymy się nieco bliżej Królestwu Holandii. Dlaczego właśnie im. Nie zapominajmy, że jeszcze pod koniec XIX wieku Holandia było mocarstwem kolonialnym, rozdającym karty na sporym ob-szarze naszego globu. Do zdobycia i utrzymania takiej potęgi potrzebne były dość liczne, wyśmienicie wyszko-lone i wyposażone, siły zbrojne. Czy coś pozostało z dawnej potęgi? Sądzę, że nasze artykuły nieco przybliżą Wam ten niewielki kraj oraz jego jednostki. Nie bez znaczenia dla naszej wyprawy będzie fakt bardzo bliskich związków Holendrów z Brytyjczykami, która przejawia się choćby w adaptacji kamuflażu Brytyjczyków na potrzeby Armii Holenderskiej. Sam kamuflaż zaś, przy okazji bliższego przedstawienia Wam munduru i wypo-sażenia Armii Holenderskiej, będzie można oglądnąć dość dokładnie na naszych fotografiach.W numerze znajdziecie również sprawozdanie z testów polowych repliki SIGa 552 w wersji Commando, pro-dukowanego przez firmę ICS. Zdamy Wam dokładną relację, również fotograficzną, z możliwości tej repliki oraz jej przydatności w grach.Dla miłośników gadżetów mamy, tym razem, recenzję kamery sportowej Solve AT-18. Tym artykułem roz-poczniemy przegląd kamer, nadających się wykorzystania w hobby, jakim jest Airsoft. Przecież każdy z nas spotkał się z sytuacją wartą uwiecznienia, a nie zawsze było to możliwe – z różnych powodów. Dzięki naszym artykułom będziecie mogli zapoznać się z kamerami, które pozwolą Wam uwiecznić nie tylko fragment, ale nawet całą rozgrywkę. Dzięki temu zyskacie pewność, że żadna ważna chwila nie zostanie nieuwieczniona.Nie obędzie się również bez dokładnego przeglądu wyjątkowych replik. Tym razem zapraszamy Was do za-poznania się z klasykiem – repliką karabinu M1 Garand firmy Marushin. Artykuł na pewno wart polecenia, choćby ze względu na unikalność samej repliki.Broń krótka będzie również miała swojego przedstawiciela. Tym razem na warsztat trafił bardzo popularny Glock17 produkcji Army. Jego zalety i wady ujawni przed Wami nasz etatowy „pistoleciarz”.

Miłej lektury.

Redaktor OpForce Magazine,Tomasz Niwiński

Page 4: OpForce Magazine Issue 4

Korps mariniers

Korps Mariniersczyli Piechota Morska w holenderskim wydaniu

XVII wiek był złotym okresem w rozwoju Królestwa Holandii, bowiem stało się ono jednym z imperiów ko-lonialnych. Holenderskie osady można było znaleźć w Ameryce Północnej, Afryce Południowej oraz Nowej Zelandii, a sama flota statków handlowych sięgała 16 000 jednostek. Oczywiście holenderska ekspansja nie była spokojna, na przestrzeni wieków Holandia prowadziła liczne wojny i stoczyła wiele pojedynczych bitew, wśród których były także te morskie. Oczywistym niejako wydaje się fakt, że państwo dysponujące tak dobrze rozwiniętą flotą musi posiadać w swojej Armii jednostki będące w stanie walczyć na okrętach. Jednostki takie, jak Piechota Morska.

Holenderska Piechota Morska, czyli jak nazywają ją Holendrzy Korps Mariniers, została powołana

do życia 10 grudnia 1665 roku, podczas drugiej wojny angielsko-holenderskiej przez Johana de Witta, który w tamtym czasie sprawował władzę w kraju, oraz Michiela de Ruyter, pełniącego funkcję admirała Floty Holenderskiej. Jednostka po dziś dzień świętuje swoje urodziny na Placu Wschodnim w Rotterdamie. Pier-wszym dowodzącym tej nowo powstałej jednostki został Willem Joseph van Ghent, doświadczony kapi-tan, który brał udział w wojnie przeciwko Szwecji.

Należałoby tu zaznaczyć, że utworzenie jednostek piechoty morskiej było dość nowatorskie jak na tamte czasy.

Korps Mariniers była piątą z kolei taką formacją na

świecie, zaraz po tych utworzonych przez

rządy Hiszpanii, Portugalii, Francji i Wielkiej Bryta-

nii. Jednostkę tą cechowała także

burzliwa histo-ria. W XIX wieku Holandia straciła

suwerenność na rzecz Francji, a jednostka została

rozwiązana. Ponownie przywrócona została do życia 20 marca 1801 roku na terenie Republiki Ba-

tawskiej, a następnie 14 sierpnia 1806 roku, pod

nazwą Korps Koninklijke Grenadiers van de Marine, z rozkazu króla Ludwika Bonaparte. W 1814, po

zakończeniu okupacji i pow-rocie do kraju Wilhelma V

Orańskiego, prawowitego króla Holandii, jednostka Piechoty Morskiej ponownie została powołana do życia, a od 1817 roku do dziś znana jest właśnie pod nazwą Korps Mariniers.

Holenderska Piechota Morska, jak na jednostkę wojskową z wieloletnim stażem przystało, posiada swoje motto. Jest nim łacińska sentencja „Qua Pa-tet Orbis”, czyli w wolnym tłumaczeniu „Po kraniec świata” lub mniej literacko - „Tak daleko, jak świat szeroki”. I trzeba przyznać, że jest ono bardzo trafne. Na przestrzeni lat holenderska Piechota Morska była wysyłana w różne zakątki ziemi. Debiutem, a zarazem pokazem skuteczności Krops Mariniers, była bitwa morska o Midway, która miała miejsce w 1667 roku. Podczas czterodniowych walk Holendrom udało wedrzeć się na terytorium brytyjskie. W 1673 roku udało im się odeprzeć atak połączonych flot brytyjskiej i francuskiej. Pomimo ciężkich strat po obu stronach Brytyjczycy nie dotarli do lądu. W 1704 roku, razem z Anglikami pod dowództwem księcia Jerzego, Krops Mariniers zdobyło oraz utrzymało Gibraltar w trakcie hiszpańskiej wojny sukcesyjnej. W 1816 roku drogi brytyjskiej i holenderskiej piechoty morskiej znów się spotkały, tym razem w kampanii przeciwko algiers-kim piratom. W latach 1873 – 1913 Krops Mariniers brało udział w wojnie przeciwko sułtanatowi Acehu.

Podczas drugiej wojny światowej holenderska piecho-ta morska utrzymała most na Mozie, co skutecznie pokrzyżowało niemieckie plany dotyczące Rot-terdamu. Opór był tak zaciekły, że Niemcy byli zmuszeni zbombardować miasto. Niestety, pomimo wysiłków Korps Mariniers, Holandia skapitulowała. Nie przeszkodziło to jednak żołnierzom tej formacji walczyć dalej. Część z nich uciekła do Anglii, gdzie utworzyli tzw. „legion holenderski”. Następnie, za zgodą królowej Wilhelminy, został on przemianowa-ny na Brygadę Księżniczki Ireny. Brygada ta wsławiła się podczas bitwy w pobliżu holenderskiego miasta Tilburg jesienią 1944 roku. Po zakończeniu Drugiej Wojny Światowej i odzyskaniu niepodległości przez

Foto: www.defensie.nl

Page 5: OpForce Magazine Issue 4

5

Holandię, Korps Mariniers służyło na terytorium Zachodniej Gwinei aż do 1962 roku.Holenderska piechota morska nie jest wyłącznie jednostką, której przeznaczeniem są działania na granicy wodno-lądowej. Duże doświadczenie, rygo-rystyczny trening i świetne uzbrojenie sprawiają, że Korps Mariniers dają sobie doskonale radę w każdym środowisku. Dowodem uniwersalności tej jednostki była akcja antyterrorystyczna przeprowadzona 11 cz-erwca 1977 roku przez Bijzondere Bijstands Eenheid (BBE), w skład którego wchodzą żołnierze piechoty morskiej. Po nieudanych negocjacjach szturmowali oni pociąg zajęty przez uzbrojonych ekstremistów z Republiki Południowych Moluków, który od 23 maja był przetrzymywany wraz z pasażerami w wiosce De Punt w prowincji Drenthe. Pomimo udanego odbi-cia pociągu i zneutralizowania zagrożenia, w trak-cie szturmu zginęło dwóch zakładników. Cała oper-acja została jednakże uznana za duży sukces. Trzeba pamiętać również, iż w tamtych czasach wyspecjal-izowane jednostki antyterrorystyczne nie były tak popularne, jak ma to miejsce dzisiaj. Nawet podczas słynnego oblężenia ambasady Irańskiej w 1980 roku (operacja Nimrod) także doszło do strat w personelu cywilnym.

Pozostałe działania, na przełomie ostatnich dwudzi-estu lat, są związane z członkostwem Holandii w ta-kich strukturach jak NATO czy ONZ. Są to głównie operacje mające na celu zapewnienie stabilizacji, niesienie pomocy humanitarnej oraz zapewnienie bezpieczeństwa ludności cywilnej. Oczywiście trzeba mieć na uwadze fakt, iż nie wszystkie działania Korps Mariniers muszą być jawne. Te, które zostały podane do publicznej wiadomości, to:

Od 18 lutego 1992 roku do 18 grudnia 1993 roku Ho-lendrzy brali udział w misji pokojowej w Kambodży z ramienia UM. W skład misji wchodziły trzy bataliony Mariniers oraz szpital polowy marynarki. Od 1995 roku do dnia dzisiejszego żołnierze ci pełnią misję pokojową w Kosowie i BośniOd 28 lipca 2000 roku do 7 lutego 2003 roku misja pokojowa na terenie Etiopii i Erytrei11 stycznia 2002 roku do lipca 2010 wsparcie ko-alicji w Afganistanie w ramach Międzynarodowych Sił Bezpieczeństwa (ang. ISAF). Drugi Batalion, wraz ze szpitalem polowym, stacjonował w Mazar-e-Sharif w 2005 roku. Ich celem było zapewnienie bezpieczeństwa w kraju podczas wyborów. Dodat-kowo Korps Mariniers pełni także rolę w odbudowie prowincji Afgańskich (ang. Provincial Reconstruction Team) w regionie Pol-e-Khomri, prowincja Baghalan,

do roku 2006, kiedy zostali zmienieni przez wojska węgierskie. Holendrzy byli także odpowiedzialni za rekrutację, budowę i szkolenie Narodowego Wojska Afgańskiego.

W latach 2003 – 2004 dwa bataliony Mariniers zostały wysłane do Iraku, tuż po Drugiej Wojnie w Zatoce, celem stabilizacji kraju w ramach SFIR, (ang. Stabi-lisation Force Iraq) i stacjonowali w prowincji Al-Muthanna i podlegali bezpośrednio dowództwu bry-tyjskiemu.Od 18 listopada 2003 roku do 19 lutego 2004 jeden pluton Korps Mariniers brał udział w misji pokojowej w Liberii W latach 2005 – 2006 brali także udział w misji po-kojowej pod przewodnictwem Organizacji Narodów Zjednoczonych w Demokratycznej Republice Konga. Misja ta była wyjątkowa, ponieważ Mariniers zostali wybrani specjalnie do tego celu przez samego Kofi Annana. Głównodowodzącym został generał major holenderskiej Piechoty Morskiej, Patrick Cammaert. Funkcja ta została mu powierzona w uznaniu za jego zasługi i doświadczenie w przeprowadzaniu i koordy-nacji misji pokojowych.W 2010 roku jednostka niosła także pomoc ofiarom kataklizmu na Haiti.

Korps Mariniers, jak każda inna jednostka wojskowa, ma własną strukturę wewnętrzną. Jako całość jest fragmentem holenderskiej Marynarki Wojennej, jed-nak posiada własny pion dowodzenia MTC (ang. Ma-rine Training Command). W skład Korps Mariniers wchodzą trzy bataliony:

1MARNSBAT - stacjonujący na terenie Holandii,w skład którego wchodzi sztab dowodzenia oraz dwie kompanie piechoty: 11 Coy, która specjalizuje się w działaniach wojen-nych w terenie górzystym oraz arktycznym i

13 Coy, specjalizująca się w działaniach na terenie za-lesionym.

2MARNSBAT - także stacjonuje na terenie Holandii, a w jego skład wchodzi sztab dowodzenia oraz trzy kompanie:

21 wyspecjalizowana w taktyce zielonej oraz operac-jach rzecznych,

22 ogólnie wyspecjalizowana

oraz

Page 6: OpForce Magazine Issue 4

Korps mariniers

23 wyspecjalizowana w walce na terenie zurbani-zowanym.

Dodatkowo jest jeszcze 24 kompania, która ma za zadanie zapewnienie wsparcia artyleryjskiego oraz przeciwpancerne, zaplecza logistyczne oraz przeprow-adzenie zwiadu.Batalion Wsparcia Wodno-Lądowego składa się z dwóch kompanii, zaopatrzonych w łodzie oraz po-jazdy desantowe. Znajdziemy w jej składzie również specjalną kompanię operacji morskich.Batalion logistyczny (AMFLOGBAT) zapew-nia wsparcie logistyczne dla całej jednostki. Ma to przyczynić się do sprawnego funkcjonowania całego zespołu. W swoim składzie posiada dwie kompanie wsparcia, które zapewniają uzupełnienia dla, odpow-iednio, 1MARNSBAT oraz 2MARNSBAT oraz Grupę Wsparcia Morskiego.

Jak zostało już wspomniane, jednostki Korps Mari-niers są także używane w charakterze jednostek specjalnych i antyterrorystycznych. W tym celu, w obrębie jednostki został utworzony specjalny batalion MARSOF (ang. Marine Special Operation Forces). Powstały w wyniku połączenia Górskiego Plutonu ro-zpoznania, Korps Mariniers oraz plutonu nurków. W jego skład wchodzi wcześniej opisana grupa BBE lub inaczej UIM (ang. Unit Intervention Marines). Aby dostać się do tej jednostki, żołnierze muszą przejść rygorystyczny trening trwający 40 dni, dzięki, które-mu zostaną zapoznani z najnowszymi technikami zwiadowczymi oraz antyterrorystycznymi. Jest ona siostrzaną jednostką brytyjskiej Special Boat Service (SBS).

Korps Mariniers jest jedną z najbardziej elitarnych jednostek w składzie sił zbrojnych Królestwa Holandii. W związku z tym nie każdemu żołnierzowi jest dane dołączyć do ich szeregów. Co więcej, do oddziałów operacyjnych mogą wstąpić jedynie mężczyźni, ac-zkolwiek kobiety często są dołączone do jednostek wspierających, jako oficerowie medyczni, adminis-tratorzy etc. Ci, którzy chcą zaciągnąć się do samej piechoty morskiej, mogą obrać dwie drogi kariery: marine oraz oficera. Przydział zależy od poziomu wykształecenia. Od niego zależy też program trenin-gowy.

W przypadku zwykłego marine cały trening początkowy trwa około 33 tygodni i odbywa się w Centrum Operacyjnym Piechoty Morskkiej (Mari-neiers Opleidingscentrum) w Rotterdamie. Jest on

bardzo podobny do tego, w którym biorą udział bry-tyjscy komandosi. Jest to także szkolenie, które stawia wysokie wymagania przed kandydatami - zarówno fi-zyczne jak i psychiczne. Szacuje się, że jedynie od 33 do 50% osób pomyślnie przechodzi wstępną selekcje. Ci, którym się udało, otrzymują ciemno niebieski be-ret i są przydzielani do jednostek operacyjnych MTC. Sprawa ma się inaczej w przypadku szkolenia oficer-skiego, które trwa 18 miesięcy. Jest to podobno jed-no z najbardziej intensywnych szkoleń wstępnych. Pierwsze pół roku kandydaci spędzają w Królewskiej Akademii Marynarki Wojennej, gdzie są poddawani ogólnemu szkoleniu oficerskiemu. Jest ono

podzielone na trzy fazy. Podczas pierwszej uczestnicy nabywają wszystkie praktyczne umiejętności, które mogą być przydatne na polu walki. Kolejnym etapem jest ośmiotygodniowy kurs z zakresu dowodze-nia ośmioosobowym oddziałem marines. Ostatnia,

Film reklamowy holenderskich MariniersŹródło: www.defensie.nl

Page 7: OpForce Magazine Issue 4

7

najdłuższa faza, obejmuje szkolenie dowodzenia plutonem. Jest ono prowadzone w porozumieniu z brytyjskimi oddziałami piechoty morskiej. W przy-padku pomyślnego ukończenia tego szkolenia, nowo upieczony oficer jest kierowany na trening operacyjny MTC.

Piechota Morska musi być w stanie operować w każdym środowisku. Umiejętność tą zawdzięczają jednostki Korps Mariniers treningowi operacyjnemu, który przygotowuje rekrutów do działań w różnych środowiskach: arktycznym, leśnym, pustynnym oraz zurbanizowanym. Jednak największy nacisk kładzie

się na operowanie w środowisku wodno-lądowym. Ponadto, wraz ze zdobywaniem doświadczenia, żołnierze Piechoty Morskiej mogą specjalizować się w określonym kierunku: instruktora, snajpera, operato-ra moździerza, zwiadowcy, medyka, operatora radio-wego lub wstąpić do oddziałów specjalnych.

Wyposażenie:

Ponieważ Korps Mariniers są jednostką wodno-lądową, należy spodziewać się całej gamy specjalisty-cznego sprzętu desantowego. Jednak z racji tego, że są to także oddziały specjalne, mają do dyspozycji całą gammę różnorakiego wyposażenia, niekoniecznie ty-lko o charakterze desantowym. Do najbardziej popu-larnego należą pojazdy opancerzone Bendvagn 206, BvS 10 Viking, Patria XA-188. Land Rover Defender. Ulubionym karabinem szturmowym holenderskich marines jest Colt Canada w różnych konfigurac-jach. Używają także karabinów wsparcia FN MAG oraz M2HB. Jako broni bocznej używają Glocka 17. Ponadto, do standardowego wyposażenia należą pis-tolety maszynowe FN P90 i H&K MP5, karabiny sna-jperskie Accuracy International AWM oraz SSG 69.

W ciągu ostatniego półwiecza została nawiązana bliska współpraca pomiędzy wojskiem brytyjskim i holenderskim. Pomimo burzliwej historii oba te kraje znalazły wspólny język, co zaowocowało utworze-niem siły militarnej, z którą należało się liczyć, o czym przekonali się Hiszpanie (1702-1713). Jak zostało już wspomniane, podczas szkolenia oficerów Korps Mariniers ma miejsce obustronna, międzynarodowa wymiana, która umożliwia zapoznanie się żołnierzy, doskonalenie umiejętności oraz współpracę z inną jednostką o podobnym zakresie obowiązków. Mowa tutaj oczywiście o brytyjskiej Piechocie Morskiej. Od 1973 roku istnieje porozumienie pomiędzy holender-skim Korps Mariniers a brytyjskim Royal Marines Commando. Obie jednostki wspólnie tworzą oddział desantowy UK/NL. Współpraca doprowadziła do in-tegracji operacyjnej, która jest silnie promowana w strukturach NATO.

Marcin „Mirra” Dudojć

Page 8: OpForce Magazine Issue 4

Korps mariniers

Filmy przedstawiające różne jednostki oraz miejsca działań i ćwiczeń holenderskiej Piechoty Morskiej

Źródło: www.defensie.nl

Page 9: OpForce Magazine Issue 4

9

Filmy przedstawiające różne jednostki oraz miejsca działań i ćwiczeń holenderskiej Piechoty Morskiej

Źródło: www.defensie.nl

Page 10: OpForce Magazine Issue 4

Unit Interventie MariniersUnit Interventie Mariniers

Członkowie Korps Mariniers, wchodzący w skład UIM (Unit Interventie Mariniers), w latach siedemdziesiątych znanego jako Bijzondere Bijstands Eenheid (BBE), tworzą trzon Holenderskich jednostek specjalnych. BBE powstała w wyniku zapotrzebowania na jednostki, które mogłyby chronić państwo przed atakiem od wewnątrz. Wydarzenia z 1973 roku pokazały, że świat jest słabo przygotowany na ataki terrorystyczne, a tragedia w Mo-nachium była katalizatorem, który przyczynił się do rozwinięcia nowej gałęzi militarnej, jaką są jednostki an-tyterrorystyczne.

Pierwszym zadaniem nowo powstałej jednostki było odbicie, we wrześniu 1974 roku, zakładu

karnego. Jednak najlepiej znaną operacją jest ta z 23 maja 1977 roku. Podczas incydentu w Drenthe, w północno-wschodnim regionie kraju, Ekstremiści Republiki Południowych Mokulów zajęli szkołę podstawową oraz pociąg pasażerski w wiosce De Punt. Byli oni podzieleni na dwie grupy: czteroosobową, która zajęła szkołę i przetrzymywała 105 dzieci oraz 5 nauczycieli i dziewięcioosobową, która zajęła pociąg wraz z 50 pasażerami. Sytuacja patowa utrzymywała się przez dwadzieścia dni. 11 czerwca, po nieudanych negocjacjach, o 5: 00 rano przeprowadzono szturm, w wyniku którego zginęło sześciu terrorystów oraz dwóch zakładników. Trzech bojowników zostało za-trzymanych. W tym samym czasie przeprowadzono szturm na szkołę, jednak w tym przypadku terroryści się pod-dali. Pomimo strat w ludności cywilnej cała op-eracja została uznana za udaną. W marcu 1978 Molukańczycy postanowili ponownie sprawdzić skuteczność żołnierzy z BBE. Tym razem zajęli ra-tusz prowincji Assen, biorąc za zakładników w sumie ok. 70 osób. Odziały BBE przeprowadziły szturm w krytycznym momencie, ponieważ terroryści mieli dla przykładu zastrzelić dwoje zakładników. Cała operac-ja ponownie zakończyła się sukcesem i od tego czasu molukańscy ekstremiści przestali przeprowadzać op-eracje na terenie Królestwa Niderlandów..

Kolejne publiczne użycie BBE miało miejsce w 2004 roku, kiedy to podczas próby aresztowania dwóch członków sieci Hofstad doszło do wymiany ognia. W wyniku starcia trzech policjantów zostało ranionych granatem. Na miejsce zostało wezwane BBE, które, po sprawnie przeprowadzonej akcji, aresztowało ter-rorystów. W 2008 roku BBE, znane już pod nazwą UIM, zostało przydzielone do ochrony statków z pomocą humanitarną dla Somalii przed piratami. UIM brało ponownie udział w akcji przeciwko piratom, kiedy w kwietniu 2010 roku zaatakowali i przejęli oni niemiecki tankowiec Taipan. Cały szturm został utrwalony za pomocą kamery nahełmowej, a materiał następnie został udostępniony w Internecie.

UIM oczywiście nie jest zwykłą jednostką policyjną. Jednak może zostać użyte w roli sił wewnętrznych podczas stanu wyjątkowego. W tym celu utworzono Dienst Speciale Interventies (DSI), które ma na celu skupiać operatorów z takich jednostek jak: UIM, Policji Narodowej (KLPD), SWAT, straży granicznej i

żandarmerii wojskowej. Jako całość jednostka podle-ga KLPD i jest przykładem doskonałej integracji kilku gałęzi służb mundurowych, z których każda wnosi swój unikalny wkład do kolektwynych osiągnięć. Taka „interdyscyplinarna” struktura ma jeszcze jeden plus. W czasach, gdy najlepszym sposobem wyrazu niezad-owolenia społecznego i walki z systemem są ataki ter-rorystyczne, których celem jest dezinformacja, wz-budzenie strachu i paraliż państwa jako całości, a sami terroryści często działają w małych, trudno wykrywal-nych grupach, jednostka, która poprzez kompleksową budowę może sprawnie koordynować działania na

Film z akcji treningowej jednostki UIMŹródło: www.defensie.nl

Page 11: OpForce Magazine Issue 4

11

wielu płaszczyznach, jest o wiele bardziej skuteczna w walce i przeciwdziałaniu takiemu zagrożeniu.

Oczywiście odziały UIM nie są angażowane do każdej operacji, przeprowadzanej przez DSI. W obrębie jed-nostki wyróżnia się trzy stany zagrożenia, w zwalcza-niu których biorą udział różne formacje. Z pierwszym poziomem zagrożenia, reprezentowanym przez uz-brojonych kryminalistów, mają sobie radzić opera-torzy z KLPD oraz SWAT. Drugi poziom definiowany jest jako sytuacje średniego zagrożenia o małej skali i dużym ryzyku. Prościej zaś mówiąc – takie, jak te z 1977 roku. Sytuacja taka przewiduje użycie Oddziału Interwencyjnego (Unit Interventie), złożonego w większości z żołnierzy UIM, wspomaganych przez

KLPD. Trzeba zaznaczyć, że od tego poziomu liczy się życie zakładników, a podczas szturmu aresz-towania traktowane są jako cele drugorzędne. Trzeci poziom obejmuje skomplikowane działania anty-terrorystyczne, prowadzone na dużą skalę w terenie zabudowanym oraz na morzu i w powietrzu. Do tych misji wysyłani są wyłącznie członkowie UIM, których doświadczenie i szkolenie czyni idealnymi do tego typu zadań.

Członkowie UIM, poza działaniami typowo antyter-rorystycznymi, są wykorzystywani do przeprowadza-nia specjalnych operacji wojskowych. Razem ze swo-imi kolegami z Piechoty Morskiej zostali, w 1997 roku,

wysłani do Jugosławii celem aresztowania zbrodniarzy wojennych. Do dnia dzisiejszego służą również w Af-ganistanie, zbierając informacje oraz przeprowadzając zwiady dalekiego zasięgu. Oczywiście, operacje te są objęte tajemnicą wojskową i informacje na ich temat są ograniczone do niezbędnego minimum.

UIM posiada także własną wewnętrzną strukturę. Składa się ze 130 członków, podzielonych na trzy plu-tony. Każdy operator szkolony jest pod kątem działań w terenie zabudowanym oraz szeroko pojętej taktyki czarnej. Ponadto posiadają oni szereg umiejętności, pozwalających im przetrwać i działać na wrogim tere-nie. Członkowie UIM blisko współpracują z brytyjskim SBS, tworząc razem 7-mą drużynę. Aby iść z duchem czasu i sprostać codziennym wyzwaniom, członkowie UIM regularnie trenują z różnymi jednostkami z całego świata. Brytyjską Policją (CO19), FBI, fran-cuskim GIGN, czeskim URNA, niemieckim GSG-9 oraz chińskim KSK. Takie podejście zapewnia stałą wymianę doświadczeń i doskonalenie umiejętności. Jednak nie tylko na umiejętnościach opiera się sukces, jaki odnoszą operatorzy UIM. Poza doskonałym prz-eszkoleniem i dość znaczącym bagażem doświadczeń, jednostki te są doskonale wyposażone. Jak dotąd ulubioną bronią operatorów był kanadyjski Diemaco, czyli C8, oraz jego pochodne. Jednakże jest to kara-bin z 12 letnim stażem i powoli wypiera go młodszy i bardziej nowoczesny HK416. Główną jego zaletą jest możliwość konfiguracji i dostępność różnych wariantów lufy, np. tej 25 cm, która przeznaczona jest do działań w terenie zurbanizowanym. Poza wspomnianymi C8 i HK416, do arsenału UIM można zaliczyć pistolet maszynowy P90 oraz standardowe MP-5, także produkcji niemieckiej firmy H&K. Jako broni bocznej operatorzy używają popularnego Sig-Sauera P226.

Marcin „Mirra” Dudojć

Page 12: OpForce Magazine Issue 4

Karabin szturmowy

Umundurowanie

Diameco C8

Jednostki holenderskiej Piechoty Morskiej używają kamuflażu Woodland

Karabin snajperski

AWSM

Umundurowanie i wyposażenie żołnierza Unit Interventie Mariners

Hełm Żołnierza Piechoty Morskiej

Unit Interventie Mariniers

Pistolet maszynowy

H&K MP5

Page 13: OpForce Magazine Issue 4

13

Umundurowanie

PistoletSIG P226

Jednostki holenderskiej Piechoty Morskiej używają kamuflażu Woodland

Pistolet maszynowy

FN P90

Hełm Żołnierza Piechoty Morskiej

Karabin szturmowy

H&K 416

Page 14: OpForce Magazine Issue 4

Korps Commandotropen

Korps CommandotroepenW armii o Holenderskiej nie sposób jest nie zauważyć wypływów brytyjskich. Jest to najpewniej spowodowane wspólna historią, którą dzieliły oba państwa. Trzeba przyznać, że Holandia dość dokładnie obserwuje poczyna-nia Wielkiej Brytanii w kwestii militariów oraz wyciąga bardzo słuszne wnioski - z jednoczesnym pominięciem wielu błędów. Na przestrzeni lat wypracowała także własne standardy oraz profesjonalna kadrę wojskową, w tym trzon jednostek specjalnych, do którego należy Korps Commandotroepen (KCT).

KCT powstało podczas drugiej Wojny Światowej 22 marca 1942 roku (rok po powstaniu SAS)

pod nazwą 2-giego oddziału. Ponieważ w tym czasie państwo Holenderskie było pod okupacją niemiecką, jednostka ta została uformowana w Achnacarry, w Szkocji, gdzie znajdowała się główna baza szkole-niowa alianckich jednostek specjalnych. Głównym zadaniem KCT było przeprowadzanie operacji, które były zbyt skomplikowane i niebezpieczne dla zwykłych żołnierzy. Jej motto to „Nunc aut Nun-guam”, co można tłumaczyć jako: „Teraz albo nigdy”. Maksyma ta do złudzenia przypomina dobrze wszyst-kim znane „Who dares wins” i trzeba przyznać, że słusznie, ponieważ zakres obowiązków KCT jako jed-nostki specjalnej jest bardzo szeroki. Brali oni udział w działaniach działaniach partyzanckich na terenie Holenderskich Indii Wschodnich, jako Korps Insu-linde. Po zakończeniu wojny w 1945 roku jednostka została rozwiązana, jednak jej członkowie kontynu-owali służbę w innych jednostkach. Część żołnierzy z 2-giego oddziału połączyła się z Depot Speciale Tro-epen i utworzyli razem Regiment Speciale Troepen (RST), który działał od 1945 do 1950 roku. RST brało udział w wojnie o niepodległość Indonezji. Pozostali utworzyli szkołę komandosów (Stormschool) na tere-nie Holandii w Bloemendaal. Drogi weteranów KCT zeszły się znowu w 1950 roku, kiedy to członkowie

RST oraz Stormschool

ponownie połączyli się by na nowo utworzyć KCT, które funkcjonuje po dzień dzisiejszy. Podczas tej fuzji przeniesiono również siedzibę jednostki od Roosend-aal.

Wraz ze zmieniającą się sytuacją na świecie, pojawiły się również nowe zagrożenia. Coraz większym prob-lemem stały się ataki terrorystyczne. Konflikty zbrojne też zmieniły nieco swoją formę, ponieważ obecnie coraz bardziej istotne są chirurgiczne cięcia oraz zbieranie informacji, w odróżnieniu od brutalnej siły, która ma na celu całkowite zniszczenie wroga. W takim świecie potrzebne są jednostki mogące szybko reagować i sprostać stawianym im wymaganiom. Z tego też po-wodu doszło, na przestrzeni ostatnich lat, do wielu zmian w strukturze KCT. Z jednostki o charakterze zwiadowczym powstał profesjona-lny zespół do zadań specjalnych. Zmienił się też sposób pozyskiwania nowych członków. Za-przestano bezpośredniego poboru na rzecz rek-rutacji doświadczonych żołnierzy z innych jed-nostek. Rozmieszczenie KCT w Bośni, Kosowie, Macedonii, a ostatnio także w Iraku, Afganista-nie i Wybrzeżu Kości Słoniowej, pozwoliło jego członkom zdobyć nowe doświadczenie i szlifować umiejętności.

Page 15: OpForce Magazine Issue 4

Ponieważ KCT jest jednostką specjalną należy się spodziewać, że selekcja jest dość wymagająca. Kan-dydaci są poddawani wstępnym testom, mającym na celu oszacowanie, czy nadają się na operatorów jednostek specjalnych. Następnie przechodzą testy

sprawnościowe i psycholog-i c z n e , po czym osoby, które

przejdą je pomyślnie, wysyłane są do Am-sterdamu w celu przeprowadzenia dalszych testów i ocenę predyspozy-cji kandydatów. Jeśli spełnią wszystkie

kryteria, wysyłani są na szesnastotygod-

niowe szkolenie (dwa razy

p o

osiem tygodni). Pierwsza cześć, wprowadzająca, Vooropleiding (VO) i następna część, Elementarie Commando Opleiing (ECO), która zaznajamia rek-rutów ze specyfiką działań jednostek specjalnych. Ta ostatnia odbywa się w lasach otaczających Roos-endaal. Oczywiście cały program objęty jest klauzulą poufności i niewiele o nim wiadomo. Jednak różne źródła podają, iż jest to najbardziej rygorystyczny trening w armii holenderskiej, podczas którego pró-bie poddawana jest wytrzymałość fizyczna i psychic-zna. Kandydaci, którzy pomyślnie przejdą przez VO i ECO, kierowani są na kurs kontynuacyjny Voortge-zette Commando Opleiding (VCO), podczas którego trenowani są do działania w różnych środowiskach, dzięki czemu mają być przygotowani do działań na terenie zalesionym, pustynnym oraz zurbani-zowanym.

Arsenał KCT jest mocno zbliżony do tego, którym posługują się inne jednostki holenderskie. Można tu znaleźć Glocka 17, Mossberga 590DA1, FN P90 czy

zasłużonego C8A1 SD, który jednak jest powoli wypierany przez H&K 416 oraz 417.

KCT jest mało znaną jednostką do zadań specjalnych. Jej profesjonal-

izm i zdolność do działania w każdym środowisku stawia ją jednak dość wysoko w drabinie jednostek tego

typu. Ta pozy-cja została za-

p e w n i o n a d z i ę k i de- terminacji oraz potwi-erdzonej skuteczność, która spowodowała, że KCT jest jednostką, z którą należy się liczyć.

Marcin „Mirra” Dudojć

15Foto: www.defensie.nl

Page 16: OpForce Magazine Issue 4

Korps Commandotropen

Page 17: OpForce Magazine Issue 4

17Foto: www.defensie.nl

Page 18: OpForce Magazine Issue 4

Korps Commandotropen

Page 19: OpForce Magazine Issue 4

19Foto: www.defensie.nl

Page 20: OpForce Magazine Issue 4

Korps Commandotropen

Page 21: OpForce Magazine Issue 4

21Foto: www.defensie.nl

Page 22: OpForce Magazine Issue 4

Karabin szturmowy

Umundurowanie

H&K 416

Mundur w kamuflażu DPM, używany przez Korps Com-mandotropen

Karabin snajperski

AI AWSM

Umundurowanie i wyposażenie żołnierza Korps Commandotropen

Nakrycie głowy żołnierza Korps Commando-tropen

Karabin maszynowy

FN MAG

Korps Commandotropen

Page 23: OpForce Magazine Issue 4

23

Karabin snajperski

Umundurowanie

Barrett M82A1

Mundur w kamuflażu DPM, używany przez Korps Com-mandotropen

Nakrycie głowy żołnierza Korps Commando-tropen

PistoletGlock17

Pistolet maszynowy

H&K MP5 SD3

Page 24: OpForce Magazine Issue 4

Glock 17 Army

Glock 17 ARMYWśród replik pistoletów gazowych z klasy niższej-średniej, obecnie najpopularniejsze są chyba repliki ARMY oraz WE. Jeśli gracz szuka jednak Glocka i na nim mu zależy - cóż, niestety, WE Glocków nie robi. Pozostaje więc ARMY. Miałem niedawno możliwość zapoznania się z pistoletem R17 III generacji. Oto jego krótki opis.

Pistolet otrzymujemy w zwyczajnym, szarym pudełku z tektury falistej, ze srebrnym nadrukiem

„R17” i kilkoma innymi napisami. Wewnątrz znajdu-jemy replikę, umieszczoną w gąbkowej wytłoczce, w której jest też miejsce na magazynek i malutką paczkę kulek. Żadna rewelacja, ale z pudełka się przecież nie strzela.

Na pierwszy rzut oka pistolet prezentuje się nawet nieźle. Tworzywo rękojeści, jak na mój gust, za bardzo się błyszczy, jednak jest to jeszcze do zniesienia. Za-mek błyszczy się mniej, jednak lakier na nim nie jest całkiem matowy. Oznaczenia są dość wyraźne i mają ostre krawędzie. Oczywiście, jak na replikę z dolnej półki, robioną w Chinach. Pozytywnie zaskakują małe luzy zamka. Pod tym względem jest lepiej niż w Glock’ach KWA!

Wspomniane oznaczenia... Cóż, nie są w pełni zgodne z oryginałem. Jak widać na zdjęciach, pro-ducent umieścił dodatkowe napisy. Mało widoczne, lecz osobom szukającym wiernej repliki Glocka - dyskredytujące ten pistolet. Sama ich jakość jest niezła. Niestety, nie wiem jak długo lakier na zamku będzie się opierał łuszczeniu, rysowaniu i szeroko pojętemu obłażeniu.

Przyrządy celownicze nie są paskudne, ale można

się na pewno przyczepić do muszki. Plamka na niej jest przesunięta w stronę prawej krawędzi! Na pierwszy rzut oka nawet tego nie widać, ale jeśli ktoś z pistoletu czasami celuje (a tacy gracze się zdarzają. widziałem kilku), to potrafi to bardzo zirytować. Na walory użytkowe wpływu jednakże nie ma. Szczerbina jest zupełnie normalna. Z ramką, która wydaje mi się narysowana cieńszą, białą linią, niż ma to miejsce w ostrym odpowiedniku. Nie miałem

jednakże okazji oglądnąć obu naraz i bezpośrednio porównać. Pomijając kropkę na muszce - przyrządy są bardzo wygodne, typowo glock’owskie. Sto-sunkowo szerokie, dzięki czemu prześwit pomiędzy krawędziami szczerbiny a muszką jest, moim zdaniem, idealny. Tak, jak wysokość muszki i szczerbinki. Są to już jednak indywidualne preferencje i komuś innemu mogą nie przypaść do gustu. Regulacji przyrządów - brak.

Magazynek wygląda bardzo podobnie do magazynka od Glocka 17 TM. Różnice są nieznaczne i kosm-etyczne. Na pierwszy rzut oka oczywiście, ponieważ uszczelki, chociażby, są dość niskiej jakości. Były one zresztą powodem odwiedzin mojego serwisu przez tego Glocka. Producent zostawił wewnątrz magazyn-ka dziwny, czarny pyłek, zupełnie jakby zdrapany lak-ier. Po jego usunięciu oraz ściągnięciu, wyczyszczeniu i nasmarowaniu odpowiednimi smarami wszystkich uszczelek (na zaworach oraz przy denku magazynka plus uszczelka przy szczękach magazynka), maga-zynek działa prawidłowo i nic nie zapowiada prob-lemów w przeciągu około pół roku. Jedynie dolny zawór lekko mnie niepokoi. Wykonany jest z bardzo słabego materiału i od zwyczajnego ładowania ga-zem jest już lekko uszkodzony. A replika jest przecież prawie nowa.

Lufa zewnętrzna wykonana jest z plastiku. U wylotu ma atrapę gwintu p r a w d z i w e j

lufy, czyli nie odbiega od obecnego standardu na rynku

replik gazowych. Lufa wewnętrzna

w y k o n a n a j e s t z mosiądzu i s p r a w i a p o z y t y - w n e w r a ż e n i e . N a d y s -t a n s a c h t y -p o w y c h d l a

Page 25: OpForce Magazine Issue 4

25

broni bocznej, czyli zapewne do 25 metrów, zapew-nia wystarczające skupienie. Gumka HU natomi-ast raczej nie sprawia pozytywnego wrażenia. Jest miękka i ciągnąca, luźno siedzi na lufie i podkręca raczej przeciętnie lub nawet gorzej. Na jej korzyść przemawia fakt, że można ją wymienić na gumkę HU dedykowaną do VSR 10 i gaziaków TM - są takie same, ponieważ komora HU również jest skopiowana z Glocka japońskiego producenta.

Urządzenie powrotne składa się z żerdzi sprężyny powrotnej, sprężyny powrotnej, gumowego amor-tyzatorka oraz rozciętego pierścienia z plastiku. Nie powinno się tam nic uszkodzić, pomimo wykonania prowadnicy z cynkalu (ZnAl) niskiej jakości. Wys-tarczy okresowo wyczyścić i nasmarować dość gęstym smarem. Byle nie za dużo.

Mechanizm BB, znajdujący się w zamku, to typowa konstrukcja, analogiczna do tej w Tokyo Marui. Ale tu dopiero najbardziej rzuca się w oczy chińskie wykonanie. Cylinder gazowy ma niejednolitą barwę i fakturę, jest lekko marmurkowo – plamisty, tzn. widać jakby szare obszary na czarnym cylindrze. Świadczy to o niejednorodności tworzywa, z którego jest on wykonany i bardzo źle wróży jego wytrzymałości. Głowica tłoka blow-back’u bardzo słabo uszczelnia się w cylindrze. Niestety, jest ona przystosowana do nietypowej, pierścieniowatej uszczelki, a nie zwykłego o-ringa, co uniemożliwia nawinięcie taśmy teflo-nowej pod uszczelkę, celem dociśnięcia jej do ścianek cylindra. Zresztą, jest to cecha charakterystyczna większości „gaziaków”. Te ze zwykłymi o-ringami to wyjątki. Na szkielecie mechanizmu BB widoczne są pewne nadlewki, jednak na szczęście nie w miejscach, gdzie znajdują się ważne, ruchome elementy. Nie pow-inny więc wypływać na działanie repliki. Sprężynka cofająca cylinder BB jest tylko jedna pomimo faktu, że miejsce jest na dwie i większość Glock’ów ma dwie. Typowe przeoczenie, ale akurat brak jednej (a nawet obu) sprężynki nie wpływa w żaden widoczny sposób na działanie pistoletu. Całość warto jeszcze wyczyścić i nasmarować.

Mechanizm kurkowy jest zupełnie typowy dla replik Glock’ów. Mały, wewnętrzny kurek, dwie sprężyny spiralne, przerywacz, listwa spustowa i 3 ośki. To wszystko. Jakość materiału, z którego wykonane są jego elementy, nie jest najwyższa, ale „na oko” - jest wyższa niż jakość stopu jaki stosuje WE. Na języku spustowym znajduje się bezpiecznik, dokładnie tak, jak ma to miejsce w oryginale. Funkcjonuje on bez

zarzutu.

Podsumowując: rep-lika jak na swoją cenę pozyty-wnie zaskakuje wykonaniem zewnętrznym i spasowaniem zamka ze szkieletem oraz maga-zynka (brak luzów). Widoczne są, oczywiście, typowo chińskie niedociągnięcia, nadal obecne, pomimo że to podobno III gen-eracja. Jednak w charakterze typowej bocznej powinno wystarczyć. Niemiło natomiast za-skakuje wnętrze. Zwłaszcza cylinder BB oraz jakość zaworów. Z tych powodów replika nie jest szczegól-nie ekonomiczna, choć mieści się jeszcze w granicach rozsądku. Z racji takiej, a nie innej temperatury, nie podam konkretnej wartości, ale podczas składania repliki i testów w domu czuło się, że „gazożerność” jest, najwyżej, poprawna. Zdając sobie sprawę, że rep-lika ta pochodzi z Chin, nie mogę zagwarantować, iż każda R17 będzie miała dobrze spasowany zamek i magazynek oraz kiepskiej jakości zawory i cylinder. Może się okazać, że inny egzemplarz tej samej repliki będzie miał dokładnie odwrotnie lub też trafimy na bardzo udany model. Lub bardzo nieudany. Takie już uroki tanich replik.

Za udostępnienie repliki dziękuję koledze Stalkerowi.

Jacek „Dexter” Reiter

Page 26: OpForce Magazine Issue 4

Combat Vest

Combat Vest z NiderlandówWspółczesne pole walki wymaga od żołnierza wysokiej mobilności oraz możliwości dostosowania się do zmie-niających się warunków pola walki. Pozornie te dwa założenia wykluczają się wzajemnie, ponieważ adapta-cja wymaga użycia zwiększonej ilości wyposażenia oraz akcesoriów, które automatycznie zwiększają obciąże-nie jednego żołnierza, natomiast mobilność wymaga dużej swobody w poruszaniu się i wygody przenoszenia wspomnianego wyposażenia. Nie da się, co prawda, całkowicie pogodzić tych dwóch zagadnień, ale można znaleźć miejsce na kompromis. Tym kompromisem we współczesnych armiach świata są kamizelki taktyczne, pozwalające na przenoszenie względnie dużej ilości wyposażenia w miarę wygodny sposób, nie ograniczają-cy zanadto mobilności żołnierza. Również Armia Holandii ma swój odpowiednik kamizelki taktycznej. Czas więc, by przyjrzeć się jej bliżej.

Do napisania tej recenzji posłuży nam kamizelka Modular Gevechtsvest Compleet, NL Woodland

w rozmiarze M. Jest to kontraktowa kamizelka taktycz-na Sił Zbrojnych Holandii, używana w pełnym zakresie

działań.

Sama k a - mizelka jest żywym dowodem na

bliską współpracę Sił Zbro-

jnych Holandii i Wielkiej Brytanii. Przypomina ona bowiem aż nazbyt kamizelkę LCTV, a raczej jej hybrydę z kamizelką Assault Vest, również produkcji brytyjskiej.

Numer NSN kamizelki: 8465-17-114-3445Numer NSN części plecowej: 8465-17-114-4555

Numer NSN modułów bocznych: 8465-17-116-8507

Pierwsze wrażenie:

Kamizelka zbudowana jest z trzech pod-stawowych części – modułu plecowego oraz dwóch modułów piersiowych. Za główny materiał, w tym wypadku, posłużyła siatka poliestrowa, an którą naszyto, również poliestrowe, pasy systemu molle. Odróżnia ja to od brytyjskiego odpowiednika, który nie jest modułowy (mowa o ka-mizelce Assault Vest, a przypomina bardziej LCTV) Niestety, z metek nie dowiemy się, jakiego dokładnie materiału użył producent przy produkcji tego modelu.Moduł plecowy połączony jest z piersiowymi w dwojaki sposób. Jego część boczna jest przywiązana za pomocą linek gu-mowych (a’la paracord), dzięki czemu umożliwiono regulację

obwodu na korpusie żołnierza. Regulacja ta odbywa się poprzez ściągnięcie lub popuszczenie linki na klipsie zaciskowym. Daje to

d u ż ą swobodę w regulacji oraz nie jest spec-jalnie uciążliwe. Druga część regulacji obwodu zna-jduje się w przedniej części kamizelki i wykonywana jest za pomocą troków przy fastexach, zapinających kamizelkę.

Page 27: OpForce Magazine Issue 4

27

Drugie łączenie umożliwia zaś regulację długości ka-mizelki, dzięki czemu można ją dostosować niemalże pod wzrost każdego osobnika. Sama regulacja odbywa się dwojako. Część naramienna podszyta jest taśmą velcro, za pomocą której bardzo szybko można ustawić wysokość pod osobiste wymagania każdego żołnierza. Można również wyjątkowo szybko wyregulować kamizelkę w polu, jeśli zaistnieje takowa potrzeba, spowodowana, na przykład, zmianą ilości przenoszo-nego ekwipunku, a co za tym idzie, również wagi. Po wyregulowaniu części naramiennej kamizelkę można zabezpieczyć za pomocą troków, które przyszyte są na obydwóch krańcach każdego ramienia. Zyskamy w ten sposób pewność, że kamizelka nie wypnie się nam w najmniej spodziewanym momencie.Zaznaczyć warto, że kamizelka po wyregulowaniu, w odróżnieniu od brytyjskiego LCTV, nie jest nazbyt luźna i idealnie układa się na samym mundurze – bez potrzeby zakładania pod nią kamizelki z płytami przeciwodłamkowymi.

Moduły:

Do nas kamizelka dotarła z czterema zasobnikami – dwoma ogólnego przeznaczenia, jednym na granat oraz jednym poziomym, zrywanym, również ogól-nego przeznaczenia. Poza tym dołączony był również panel udowy, który przeznaczony jest do zamontow-ania noża.Dodajmy tylko, że nie jest to kompletna lista dostępnego dla tej kamizelki zestawu zasobników. Nie stanowi to jednakże problemu, ponieważ można je dostać w większości sklepów z demobilem.Regulaminowo żołnierze otrzymuje jeszcze zasob-nik na saperkę, do którego niestety nie udało nam się dotrzeć.

Lista pouchy:

1. Obouwtas Algemeen, Klein, Polyurethan 280 gr/m (ogólnego przeznaczenia)

Tego typu zasobniki określa się mianem Utility Pouch, czyli „ogólnego przeznaczenia”. Holenderscy projek-tanci zadbali, żeby wspomniane zasobniki były ogól-nego przeznaczenia nie tylko z nazwy, ale posiadały również wszechstronną użyteczność. W wyniku tego otrzymaliśmy zasobnik z trzema różnymi zapięciami

(tak, posiada ich aż trzy), ułatwiającymi przenoszenie i przechowywanie praktycznie każdego, dowolnego materiały.Pierwsze zapięcie, jakim dysponujemy, to zewnętrzna

klapa zapinana za pomocą klamry typu fastex. Rozwiązanie może i wygodne, ale do momentu

założenia jakichkolwiek rękawic. Również

w momencie, kiedy wiemy, że wspom-nianego zasob-nika będziemy używali bardzo często, a przy tym liczył się będzie czas dostępu do jego z a w a r t o ś c i ,

fastex mógłby nam nieco uprzykrzyć

życie. Żeby tego uniknąć, mamy możliwość skorzystania z zapięcia na

taśmę velcro, które jest o wiele szybsze, niż wspom-niane powyżej.Trzecim sposobem zamknięcia naszego zasobnika jest komin wraz ze ściągaczem. Przyda się w momencie, kiedy w naszym „pouchu” umieścimy rzeczy drobne, mogące wypaść podczas wykonywania normalnych zadań polowych.Dodać trzeba w tym momencie, że możemy stworzyć dowolne kombinacje z trzech, powyżej przedstawi-onych metod zamykania.Sam zasobnik wykonany jest solidnie i nie odstaje od współczesnych standardów dla tego typu wyposażenia. Materiał, z którego go wykonano, jest solidny, prz-eszycia również nienaganne. Od wewnętrznej strony zasobnika materiał pokryty jest warstwą gumowego laminatu, dzięki czemu mamy zwiększoną odporność na zalanie rzeczy w nim umieszczonych. Nie można również nic zarzucić napą systemu modułowego. Wyglądają na wystarczająco solidne, by udźwignąć wszystko to, co przyjdzie nam włożyć do zasobnika.

2. Opbouwtas, H a n d g r a n a a t , Polyurethan 280 gr/m (granat)

Niewielki zasobnik, którego przeznacze-niem jest przenoszenie granatu odłamkowego (lub innego, jeśli znajduje się na wyposażeniu). Do

Page 28: OpForce Magazine Issue 4

Combat Vest

jego uszycia użyto takiego samego materiału, z jakim mieliśmy do czynienia przy poprzednim zasobniku. Również środkowa cześć tego „poucha” jest laminowa-na, co ochroni zawartość przed nadmierną wilgocią. Pamiętajmy, że kamizelek tych używa również ho-lenderska piechota morska, więc ich ekspozycja na wilgoć jest dość wysoka.Zasobnik posiada zapięcie typu citex, ułatwiający szybki dostęp do zawartości.

3. Opbouwtas, Burst, Algemeen, Polyurethan 280 g r / m (zrywana ogólnego przeznacze-

nia)

Niewielki zasob-nik, przeznaczony do przenoszenia, na przykład, opatrunków osobistych. Posiada dwojakie zamykanie. Po pierwsze zamek błyskawiczny, który zamyka całą kieszeń. Po drugie zaś górną

klapkę, do której po bo-kach doszyto rzepy. Klapka dodatkowo

zabezpiecza zawartość zasobnika przed przeniknięciem wilgoci do wnętrza, ze szcze-

gólnym uwzględnieniem zachlapania.Całość uszyta jest z tego samego materiału, co reszta pouchy.

4. Opbouwtas, Meshouder (Been), Polyurethan 380 gr/m (kabura udowa na nóż)

Ostatnim już modułem, do którego mieliśmy dostęp, był zasobnik udowy, przeznaczony do zamocowania noża. Obecnie pewnie bardziej gadżet, chociaż doświadczeni survivalow-cy zapewne nie zgodzili by się z tym twierdzeniem. Czy będziemy więc posiadać nóż przy naszej kamizelce, zadecydujemy sami w oparciu o oso-

biste preferencje.Panel udowy jest uszyty z nieco grubszego materiału, niźli miało to miejsce w przypadku reszty za-

sobników. Do kamizelki doczepiany jest za pomocą kombinacji połączeń.

Widać tu mocno przemyślano możliwość

odczepienia się modułu od reszty, zastosowano więc zwiększoną liczbę zabezpieczeń. Jak wygląda samo przypinanie? Po pierwsze zapinamy moduł za pomocą fastexa do kamizelki, uprzednio regulując długość taśmy. Następnie regulujemy, za pomocą odczepienia lub spięcia rzepa, na którym nabite są cztery napy. Po regulacji przypinamy napą zasobnik do kamizelki (a raczej elementu ją z nią łączącego), po czym chwyta również taśma velcro, dodatkowo zabezpieczając za-sobnik przed odpięciem. Sam moduł stabilizujemy na udzie za pomocą rozciągliwej taśmy (guma tekstylna) i zapinamy fastexem.Dużym minusem samego zamocowania panelu jest możliwość podpięcia go tylko z prawej strony kamizel-ki. Nie pomyślano o przyszyciu łącznika z obu stron, co skutkuje zmniejszonym komfortem używania noża przez żołnierza leweręcznego oraz niemożność zamontowania kabury udowej z bronią krótką po stronie prawej bez jego odpięcia.

Oprócz zasobników modułowych, kamizelka posiada również dwie kieszenie wewnętrzne, wszyte w moduły piersiowe. Dostęp do nich uzyskujemy poprzez odpięcie zamka błyskawicznego w przedniej części zestawu. Znajdziemy je po obu stronach na klatce piersiowej. Ich wielkość pozwoli nam na przechowa-niu, na przykład, mapy czy innych dokumentów – nawet dużego formatu.

Cała plecowa część modułu zawiera pasy systemu molle, dzięki zastosowaniu którego mamy możliwość podpięcia dodatkowego oporządzenia, na przykład butpacka czy camelbacka. Ponad nimi, na wysokości karku, przyszyto rączkę bezpieczeństwa?????, pozwalającą na odciągnięcie rannego żołnierza w bez-pieczne miejsce. Z powodzeniem służy ona również do przenoszenia kamizelki na krótkich dystansach.

Podsumowanie:

Plusy:

1. Waga kamizelkiModularność i możliwość regulacji, zależnie od potr-zeb i preferencjiRozwiązania zabezpieczeń przed przypadkowym odpięciem w trakcie użytkowaniaPodgumowanie zasobników od strony wewnętrznejWewnętrzne kieszenie

Page 29: OpForce Magazine Issue 4

29

Minusy:

1. Zamocowanie panelu udowegoOdrobinę za duża dla ludzi marnej postury

Redakcja magazynu serdecznie dziękuje sklepowi www.militarny.com.pl za udostępnienie kamizelki do testów.

Zasobnik poziomy

Zasobnik na granat odłamkowy

Zasobnik ogólnego przeznaczenia

Page 30: OpForce Magazine Issue 4

Combat Vest

Barkowa część kamizelki podszyta rzepem

Zasobnik na granat

Zasobnik ogólnego przeznaczenia

Panel udowy z zaczepem na nóż

Page 31: OpForce Magazine Issue 4

31

Fastexy zabezpieczające część barkową

Poziomy zasobnik

Pasy systemu modułowego

Fastexy zapinające kamizelkę

Page 32: OpForce Magazine Issue 4

DPM

Holenderski DPM

Niemalże każdy kraj na świecie posiada swój własny wzór kamuflażu. Zdarza się również, że w swym arse-nale posiada ich więcej niż jeden. Głównie jednak większe Państwa, ze znaczącymi budżetami, przeznacza-nymi co roku na wyposażenie swoich Sił Zbrojnych, są w stanie ponieść wydatki na badania oraz późniejsze wdrożenie własnego wzoru. Jest to bowiem znaczący wydatek w budżecie każdego kraju. Są jednak Państwa, które przyjmują, kopiując lub wykupując licencję, kamuflaże wykorzystywane przez inne Państwa. Często zresztą wprowadzając niewielkie, ale znaczące modyfikacje. Sytuacja tak ma miejsce w Armii Królestwa Ni-derlandów, gdzie obowiązują dwie wersje kamuflażu osobistego – kopia brytyjskiego DPM’a w Armii oraz amerykańskiego Woodland’a w Piechocie Morskiej. W tym artykule przyjrzymy się bliżej kopii kamuflażu brytyjskiego.

Jako, że numer ten miał za temat przewodni Armię Królestwa Holandii, nie mogło zabraknąć również

podstawowego wyposażenia żołnierze niderlan-dzkiego – munduru. Z racji tego, że holenderskie Siły Lądowe postanowiły przyjąć na wyposażenie mundur w kamuflażu DPM, a przynajmniej wa-riacji na jego temat, tenże właśnie postanowiliśmy wziąć na warsz-tat i dokonać porów- n a n i a z jego starszym bratem –

DPM’em b r y t y j s -kim.P o r ó w - namy nie t y l k o kamuflaże, b o to nie one

same stanowią o jakości

danego umundurowania. Przyjrzymy się bliżej również materiałowi, z jakiego holenderski mundur jest uszyty, samemu szyciu oraz funkcjonalności uni-formu.

Pierwsze wrażenie:

Na pierwszy rzut oka wydaje się być coś nie w porządku z holenderskim mundurem. Przynajmniej jeśli porównać go do jego brytyjskiego odpowiednika. Holenderski kamuflaż wydaje się być mocno wyblakły, jakby sprany, zupełnie nie przystający do żywych

kolorów „brytyjczyka”. Nie jest to jednak raczej wina zbytniego znoszenia munduru holender-

skiego, ponieważ wygląda iż jest on w stanie magazynowym.

Również lata produkcji

nie wskazują na jego zbyt długie przebywanie w magazyn-

ach Armii Holenderskiej, ponieważ metka na spodniach nosi nadruk z datą 2004 rok, a ta na bluzie 1999. Wynikać z tego powinno, że spodnie i bluza, jeśli były używane wcześniej, winny się różnić odcie-niem. Tak jednak nie jest. Wniosek nasuwa się więc sam. Kamuflaż holenderski różni się barwą, a przyna-jmniej jej nasyceniem, od swego brytyjskiego pier-wowzoru.

Materiał:

Materiał, z jakiego uszyto mundur, to mieszan-ka poliestru i bawełny w stosunku 35% do 65%.

Sprawia on wrażenie solidnego, grubego, niepodat-nego na uszkodzenia mechanicznego podczas nor-malnego użytkowania. Nie straszne mu będą gałęzie,

Page 33: OpForce Magazine Issue 4

33

ostre kamienie czy inne niespodzianki, które napotkać można w polu. Grubością materiału zbliżony jest opisywany mun-dur do amerykańskiego ACU lub nie-mieckiego Flecktarna. Również technika splotu, tak zwany Rip-Stop, przemawia za jego wytrzymałością.

Szycie:

Szycie wydaje się być sol-idne, a użyte nici wysok-iej jakości. Gwarantuje to wytrzymałość nasze-go obiektu badawczego na wszelkiego rodzaju rozprucia wzdłuż sz-wów.

Funkcjonalność:

Większość mundurów należy oceniać jako skończoną całość, biorąc pod uwagę wszystkie aspekty, które pośrednio i bezpośrednio wpłynęły na jego powstanie. Jako jedną ze składowych takiej sumy wymienia się często, poza użytym materiałem oraz jakością szy-cia, również funkcjonalność takiego uniformu. Mowa tu oczywiście o sposobie, w jaki został dany mundur zaprojek-towany. Przyjrzyjmy się więc, jak wygląda funkcjonalność tego konkretnego modelu.

Spodnie:

Zaczniemy typowo, czyli o d spodni. Już w pierwszym m o -mencie zaskakują one spo- s ob em dopasowania do obwodu w p a s i e . Mianowicie holenderscy p r o j e k -tanci wpadli na pomysł, by zwiększyć nieco uniwersalność spod- ni i dali żołnierzom możliwość ich r e g u l a c j i w pasie. Sama idea oparta jest na wszy-tych, na wysokości przed- n i c h kieszeni, paskach materiału w r a z z rzepem. Dzięki rzepowi m o ż n a

dopasować szerokość spodni do każdego użytkownika. Proste i genialne.

Ilość kieszeni w spodniach:

Jedna kieszeń z tyłu; MCCU ma dwie, ACU dwie, Flecktarn jedną, DPM jedną,

Łączna ilość kieszeni – 6 dwie cargo (boczne), dwie z przodu, jedna z tyłu i jedna z boku

na łydceDla porównania MCCU ma 6, ACU

8, fleck 5, DPM 5.

Spodnie zapinane są w pasie na jeden guzik oraz zamek błyskawiczny, dokładnie tak, jak ma to miejsce w przypadku brytyjskiego DPM’a. Kieszenie, oprócz

tylnej, która zapinana jest zapinana na guzik, wszyte mają napy. Rozwiązanie kontrow-ersyjne, ponieważ słyszałem już opinie, że napy są zdecy-

dowanie głośniejsze, przez co mogą zdradzić pozycję żołnierza w newralgicznym momencie. Są

również trudniej wymienialne niż ma to miejsce w przypadku

guzików. Mnie jednak ten pomysł przypadł do gustu ze względu na jego

poręczność i szybkość. Wytrzymałość nap na zerwanie wydaje się mi również większa, niźli ma to miejsce w przypad-ku guzików. Każdy może jednak sam

zadecydować, czy takie rozwiązanie jest, według niego, pozytywne, czy też nie.

Bluza:

Bluza, która jest fasowana holenders-kim żołnierzom, jest klasycznie uszyta.

Mówiąc klasycznie mam na myśli krój większości mundurów, które miałem okazję oglądać. Jest to bluza jednorzędowa z

kołnierzem (a nie stójką, jak ma to miejsce w przypadku ACU), z długim rękawem.

Ilość kieszeni w bluzie:

Page 34: OpForce Magazine Issue 4

DPM

Trzy kieszenie; ACU i MCCU cztery, „Flecktarn” również trzy a brytyjski DPM dwie

Do zapięcia bluzy zastosowano napy – tak w ciągu głównym, jak i przy rękawach. Jedynie kieszenie nie posiadają nap w ogóle. Obie na piersiach zapinane są na zamek błyskawiczny, natomiast mała kieszeń na rękawie posiada rzep. Przyznam szczerze, że zas-tosowanie zamków błyskawicznych bardziej do mnie przemawia, niż brytyjski pomysł z guzikami. Obydwie kieszenie piersiach są duże i pojemne. Można je uznać za plus pomimo faktu, że są umieszczone w klasyczny sposób (otwieranie od góry).

Pisząc na temat munduru holenderskiego użyłem st-wierdzenia, że jest to klasyczna konstrukcja. Widać jednak, że Holendrzy nieco ten klasyczny krój udos-konalili, przystosowując do współczesnych wymagań. Widać to chociażby po rzepach, które zostały przyszyte do bluzy. Po prawej stronie, nad kieszenią, znajdziemy miejsce do przyczepienia taśmy z nazwiskiem, po lewej zaś kwadratowy kawałek rzepa z miejscem na odznakę jednostki. Oczywiście, opisywany mundur nie jest ideałem. Posiada on również wady, choćby w postaci pagonów, które obniżają nieco ocenę i świadczą o nie-co leciwej konstrukcji. W końcu z pagonów rezygnuje cały świat.

Podsumowanie:

Podsumowując recenzję holenderskiego mun-duru należy jasno stwierdzić, iż jest to kon-strukcja lepsza, niż jej starszy odpowiednik – brytyjski Combat Uniform. Kilka prostych modyfikacji, które Holendrzy wprowadzili do swojego munduru, wydają się zwiększać jego wartość użytkową dość znacznie. Kilka ulepszeń zaś jest na prawdę na najwyższym poziomie – żeby wspomnieć chociażby regulację szerokości pasa w spodniach.Reasumując jest to mundur godny polecenia nie tylko dla stylizatorów czy rekonstruktorów. Również szeregowy gracz będzie zadowolony z użytkowania tego ciekawego uniformu.

Dziękujemy sklepowi www.militarne.com.pl za przekazanie munduru do testów.

Page 35: OpForce Magazine Issue 4

35

Page 36: OpForce Magazine Issue 4

Montaż

Montaż dla celownika kolimatorowego w pistolecie z Blow-Back’iem

Sensowność montowania celowników kolimatorowych na pistoletach jest mocno dyskusyjna w realiach ASG i rozwiązanie takie spotyka się zazwyczaj ze zdziwieniem. Kolimator natomiast na replice karabinka nie dziwi nikogo. Kiedy jednak to pistolet służy nam za główną broń podczas rozgrywki, urządzenie takie zamontowane na nim wyjątkowo pomaga. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że więcej niż w replice karabinka, ponieważ złożenie się do strzału, zgranie przyrządów celowniczych w karabinku, zajmuje wielokrotnie mniej czasu, niż w przypadku pistoletu.

Kolimator do pistoletu nie może być mocowany do zamka. Są oczywiście wyjątki, jak np. niek-

tóre Doctery, które można zamontować zamiast szczerbiny, ale w ASG, gdzie zamek wykorzystuje, niewielką przecież, energię sprężonego gazu - każda dodatkowa masa na zamku utrudnia działanie samego mechanizmu. Chyba, że mamy pistolet bez BB, ale pistolet bez ruchomego zamka średnio nadaje się na broń główną. Chlubnym wyjątkiem może tu być, opi-sywany przeze mnie w poprzednich numerach, SO-COM Tokyo Marui.

Kiedy podjąłem decyzję o zamontowaniu montażu pod kolimator do mojej HC 5.1, zacząłem przeglądać oferty sklepów. W lokalnych sklepach, niestety, nie znalazłem nic, co by mi odpowiadało. W sklepach zagranicznych natomiast oferta jest bardzo bogata. Wybór producentów i modeli przyprawia o zawrót głowy. Podobnie jak niektóre ceny. Niestety. I wt-edy pojawił się pomysł wykonania czegoś takiego we własnym zakresie.

Po oglądnięciu wielu zdjęć różnych modeli montaży, na różnych pistoletach, doszedłem do wniosku, że mój montaż będzie mocowany z lewej strony, do szkieletu pod lufą ale od boku a nie od dołu, na 5 śrub M3. Takie rozwiązanie wymaga znacznej ingerencji w szkielet repliki i jest to ingerencja nieodwracalna, która po-tencjalnie może narazić naszą replikę na zniszczenie. Ale... W razie uszkodzenia kupiłbym nowy szkielet najwyżej.

Pierwszą rzeczą, kiedy miałem już pomysł, było rozglądnięcie się za materiałem. Początkowo planowałem wygiąć stosowny element z odpowied-nio przyciętego kawałka blachy aluminiowej 4mm, ale później wpadł mi w ręce odpowiednio duży i gruby kątownik. Miał on wymiary 60mmx30mm (szerokości części prostopadłych do siebie) oraz około 500mm długości. Grubość ścianki to 4mm. Jest to rozmiar aku-rat w sam raz. Zapewnia odpowiedni zapas materiału w każdą stronę, a jednocześnie oszczędza nadmiaru piłowania. Oczywiście, nie potrzebujemy całego 50cm

kawałka, wystarczy nam około 110mm i to już z za-pasem do zeszlifowania.

Przed przystąpieniem do pracy należy przygotować:

-ramkę z ostrym brzeszczotem-duży pilnik do metalu (około 35cm długości, 4cm szerokości)-mniejszy i drobniejszy pilnik do metalu (20cm długości, 2cm szerokości)-komplet pilników iglaków-starą szczoteczkę do zębów-komplet gwintowników wraz z wiertłami pod otwory na śruby-solidne imadło obrotowe-wiertarkę-punktak, młotek-cienkopis, linijkę-denaturat

i do dzieła!

Pracę zaczynamy od przyłożenia kątownika tak, aby obejmował pistolet od górnej, lewej strony. Tylną krawędzią powinien niemal dochodzić do podstawy szczerbiny. Pamiętajmy, że muszkę należy uprzed-nio zdjąć. Odrysowujemy z grubsza wymiary w następujący sposób: u dołu z przodu - powierzchnia prostokątna, którą montaż będzie przymocowany do szkieletu pod lufą.

Następnie równoległobok o takim pochyleniu, aby górna powierzchnia kątownika, po wycięciu, była przesunięta ku tyłowi. Równoległobok wypadnie nam na bocznej powierzchni zamka. Później długość górnej powierzchni montażu, na której będzie zamontowany kolimator. Wymiar ten zaznaczamy na węższej, prostopadłej części kątownika. Tej o 30mm szerokości. Wszystkie wymiary rysujemy cienko-pisem bądź rysikiem na metalu, od linijki, zostawiając 1-2mm zapasu na doszlifowanie. Warto też boczną powierzchnię równoległoboku zrobić bardziej ażurową. To już wedle uznania, ja

Page 37: OpForce Magazine Issue 4

37

zostawiłem tylko wąskie żeberka na brzegach. Resztę wypiłowałem.

Umieszczamy nasz wyrysowany kątownik w imadle i tniemy. Jeżeli brzeszczot nam się w aluminium zacina, a na pewno będzie się zacinał podczas piłowania brz-eszczotem do stali, należy zwilżać miejsce cięcia dena-turatem. Kolejno tniemy wzdłuż wszystkich krawędzi, pamiętając o pozostawieniu zapasu. Po wypiłowaniu całości obrabiamy kolejne krawędzie - początkowo grubym pilnikiem, potem drobniejszym, a na koniec narożniki, zwłaszcza kąty wklęsłe, poprawiamy pil-nikami iglakami. Kolejną rzeczą, jaką zrobiłem, to wywiercenie otworów (otwór przy otworze) na powierzchni równoległoboku, wsadziłem tamtędy mniejszą (węższą) piłkę do metalu i wypiłowałem po kawałku otwór. Następnie analogicznie - piłowanie i wyrównywanie krawędzi pilnikami. Tu pojawia się zastosowanie starej szczoteczki. Pilnik przy piłowaniu aluminium lubi się zapchać. Czyścić go należy co, mniej więcej, minutę piłowania.

Należy też przygotować blaszkę dystansową. W pisto-letach zazwyczaj zamek jest minimalnie szerszy od sz-kieletu. W związku z tym, aby montaż przymocowany do szkieletu nie wadził o zamek, musimy umieścić odpowiedni dystans. Swój wyciąłem z 1mm blachy aluminiowej, a następnie opiłowałem do takich wymi-arów jak prostokątny, dolny fragment montażu. Został on następnie przyklejony klejem Araldite (epoksy-dowy, elastyczny, podobno klej ten jest właścicielem rekordu Guinnessa) do odpowiadającej powierzchni szkieletu. Oczywiście, sposób klejenia zależy od kleju, u mnie należało elementy docisnąć na 36 godzin, więc warto pomyśleć o tym wcześniej.

Kolejną rzeczą jest przykręcenie szyny montażowej do górnej powierzchni montażu. W tym celu odpowiedni kawałek szyny (moja to, konkretnie, krótka, przednia szyna z łoża repliki SPR mk.12 mod.0 BOYI) mierzy-my. Są nam potrzebne długość oraz rozstaw otworów na śruby. Wyznaczamy najpierw oś, na której ma być zamocowana szyna. Musi ona być równoległa do osi lufy, jednak przesunięcie nawet o 2-3mm w prawo lub lewo, nie będzie miało większego wpływu bow-iem celownik się wyreguluje. Ucierpi jedynie estetyka. Należy zwrócić jednak uwagę, by całość była równo-legle. Następnie punktakiem zaznaczamy dokładnie miejsca na otwory i wiercimy. Bez wiertarki stołowej jest trudniej, ale nadal jest to wykonalne. Przekonałem się na własnej skórze. Ważne, aby wiertło było ostre i o średnicy takiej, jakiej wielkości powinien być otwór przed gwintowaniem. U siebie wierciłem pod śruby

M5 ze stożkowym łbem, ponieważ takie bardzo ładnie pasowały mi do szyny. Kolejna kwestia - gwintowanie. Aluminium gwintuje się dość łatwo. Oczywiście pod warunkiem posiada-nia ostrych gwintowników. Zdecydowanie odradzam chińskie „emulatory gwintowników”. Można nimi, co najwyżej, zniszczyć efekt swej kilkugodzinnej pracy.

Gwintowanie:Bierzemy gwintownik wstępny, umieszczamy w uch-wycie do gwintowania, a następnie montaż mocujemy w imadle tak, aby z drugiej strony otworu mógł wyjść gwintownik. Zwilżamy narzędzie denaturatem i po-woli, spokojnie, dość mocno dociskając na początku (aż gwintownik nie złapie), wkręcamy się w otwór. Zasada - pół obrotu do przodu, ćwierć do tyłu - sto-sowana przy gwintowaniu stali, tu nie jest konieczna. Gwintownik zagłębia się bowiem niezwykle łatwo. Następnie czynność powtarzamy drugim gwintowni-kiem, ostatecznie nadającym kształt. Drugi otwór analogicznie.

Jeśli klej nam już związał, możemy przystąpić do na-jtrudniejszej części - wiercenia otworów w szkielecie. Oczywiście najpierw należy wywiercić otwory takiej średnicy, aby śruba przeszła w naszym montażu, w jego dolnej, prostokątnej części. Następnie, do wiercenia w szkielecie, wybieramy stosowne wiertło o średnicy otworu pod śrubę M3. Rozstaw otworów na montażu i na szkielecie musi być identyczny, in-aczej czeka nas później mozolne rozpiłowywanie ot-worów. Oczywiście kosztem stabilności zamocowania montażu. Lepiej zrobić raz, a porządnie. Zwłaszcza jeśli szkielet mamy jeden i nie uśmiecha nam się wydawanie 300zł na nowy tylko dlatego, że jeden ot-wór wywierciliśmy nierówno.

Mocujemy szkielet stabilnie w imadle i, trzymając wiertarkę prostopadle do powierzchni, w której wiercimy, zaczynamy. Miejsca na otwory warto na-jpierw głęboko napunktowć, aby wiertło nie uciekało. Następnie wwiercamy się w materiał na małych ob-rotach, średnio dociskając. Po wywierceniu otworów należy je nagwintować - identycznie jak otwory pod szynę montażową. Po tej czynności trzeba usunąć od środka zadziory metalu po wierceniu i gwintowaniu. Przyda się szczoteczka do zębów i kawałek papieru ściernego.

Jeśli otwory pokrywają się z otworami na montażu - przykręcamy śrubki do minimalnego oporu i patrzy-my, czy nie wystają do wnętrza szkieletu. Jeśli wystają - musimy je spiłować pilnikiem i przeszlifować pa-

Page 38: OpForce Magazine Issue 4

Montaż

pierem ściernym. Inaczej zamek będzie się nam zacinał. Pozostało już tylko wyczyścić szkielet z opiłek, zmontować pistolet z powrotem, zamontować montaż i przykręcić kolimator. Można strzelać!

Kilka rad!

Śrubki warto zabezpieczyć klejem do gwintów, jednak niezbyt mocno. Konstrukcja ta wymaga odkręcania montażu do czyszczenia pistoletu. Cierpliwości przy piłowaniu i szlifowaniu. Cza-sem jeden błąd i trzeba zaczynać od nowa. Zależnie od wielkości szyny montażowej, większość górnej powierzchni montażu można potem spiłować. Zaoszczędzimy na masie.

Jacek „Dexter” Reiter

Page 39: OpForce Magazine Issue 4

39

Przygotowanie montażu krok po kroku

Page 40: OpForce Magazine Issue 4

Reklama

Page 41: OpForce Magazine Issue 4

41

Page 42: OpForce Magazine Issue 4

SIG 552

Szwajcar do zadań specjalnychW roku 1812 żołnierze szwajcarscy doczekali się całkiem osobnego wpisu do postanowień Traktatu Wersalskiego. Ni mniej, ni więcej, zakazywał on obywatelom tego górzystego, niegościnnego Państwa, zaciągania się w szeregi armii innych Państw. Jedyny wyjątek uczyniono wówczas dla Państwa Watykańskiego, gdzie Gwardia złożona ze Szwajcarów służy po dzień dzisiejszy. Dlaczego dokonano takiego zapisu? Ponieważ żołnierze tego alpejskiego kraju byli współczesnymi Spartanami, świetnie wyszkolonymi i bardzo niebezpiecznymi. Trudne warunki życia, w jakich przyszło im bytować od najmłodszych lat, tworzyły z nich żołnierzy doskonałych. Doświadczenia te wykorzystują do dnia dzisiejszego, między innymi przy produkcji broni. Poznajcie więc współczesnego szwajcar-skiego wojownika – SIG 552 Commando.

Naszym bohaterem nie będzie jednak ostra broń, a replika karabinka szturmowego – SIG 552

Commando, zaprojektowana i wyprodukowana przez znaną wszystkim firmę ICS.

Wygląd zewnętrzny:

Replika, którą otrzymaliśmy do testów, to model wy-produkowany na licencji firmy SIG Arms, dzięki cze-mu replika posiada oznaczenia wersji ostrej. Nie zna-jdziemy, na szczęście, wesołej twórczości firmowej w postaci dodatków typu nazwa producenta repliki czy miejsce jej produkcji na Dalekim Wschodzie. Jedynym odstępstwem od tej zasady jest przycisk zwalniający górną połówkę body obudowy, ponieważ jest na nim wytłoczona nazwa producenta. Jest ona jednakże tak niewielka, że dopiero bardzo dokładne oględziny mogą wykryć jej istnienie. W tym wypadku można więc powiedzieć, że replika jest w 100% koszerna. Jedyne oznaczenie, nie pochodzące od oryginału, to naklejka informująca o przeznaczeniu produktu dla osób pełnoletnich. Która, dodajmy, jest po za-kupie jak najszybciej usuwana.Wszystkie oznaczenia to grawer la-serowy, w który wpuszczono farbę. Powinno to uchronić napisy przez nieco dłuższy czas, niźli miałoby to miejsce w momencie bezpośredniego nadruku.

Replika zbudowana jest po części z elementów metal-owych, a po części z plas-tikowych. Metalowe są części wewnętrzne, w tym Gearbox V3, natomiast plastikowe niektóre el-ementy zewnętrzne. Są to: kolba składana, chwyt pistoletowy, okładziny przedniego

bloku gazowego wraz z szynami RIS, tłumik gazów wylotowych oraz atrapa zamka.Widać, że do wykonania części plastikowych użyto materiałów dobrej jakości, które zapewnią raczej bezprob- lemowe ich użytkowanie w normal-nych wa- runkach.

Uważać n a l e ż y jedynie na ni-s k i e temper-a t u r y,

Page 43: OpForce Magazine Issue 4

43

ponieważ części plastikowe mogą się stać kruche i podatne na uszkodzenia w wyniku działania mrozu. Taka sytuacja miała niestety miejsce w naszym eg-zemplarzu. Wystawiony na działanie mrozu plastik, który przesuwa się w łożu zamka, po naciśnięciu bolt-catcha uderzył w ściankę obudowy i najzwyczajniej w świecie się połamał. Najwidoczniej 15 stopniowy mróz nie był jedną z kategorii, pod którą dobierano materiał do jego wykonania.

Nie można niczego złego powiedzieć o spasowaniu części zewnętrznych, ponieważ podczas użytkowania oraz dokładnych oględzin repliki nie stwierdziliśmy żadnych uchybień w tej materii. Wszystko jest dokładnie spasowane, dzięki czemu nie ma w żadnym miejscu efektu chybotania. Również łączenia, w tym i atrapy bloku gazowego, której wnętrze służy do ukry-cia baterii, nie wykazuje najmniejszych niedociągnięć w procesie produkcji.

Dane techniczne:

Długość: 728 mmDługość (ze złożoną kolbą): 470 mmWaga (bez baterii): 2600gPojemność magazynków: 450 kulek każdy

K u l t u r a

pr a -cy:

Kultura pracy testowanego modelu stała na najwyższym poziomie. Praca Gearboxa było gładka, nie stwierd-zono również żadnych nienormalnych odgłosów dochodzących z wnętrza repliki. Jedynym mankamentem, jaki można było zauważyć podczas oględzin części wewnętrznych, oraz podczas tes-tów strzeleckich, to nierówno ułożona gumka HU. Wada ta może zostać jed-nak zlikwidowana nawet przez laika, więc wspominamy o tym fakcie tylko z

dziennikarskiego obowiązków. Nawiasem mówiąc, większość replik fabrycznie ma dokładnie ten sam mankament. Trudno jednak się dziwić, ponieważ pra-cownicy zatrudnieni przy składaniu mają do wyrobi-enia określone normy i nikt nie będzie czekał, aż ktoś idealnie ustawi taki niewielki element.Również wszystkie elementy ruchome, jak kolba, zatrzask magazynka, selektor zmiany trybu ognia, mechanizm przeładowania czy muszka i szczerbinka działają gładko i dokładnie.

Ergonomia:

Niezwykle ważny dla użytkownika jest fakt idealnego rozmieszczenia wszelkich przycisków i przełączników. W tym wypadku nawet mniej ważny jest ich wygląd, a zdecydowanie ważniejszy sposób, w jaki producent rozwiązał ich użyteczność. Zacznijmy nasz przegląd od kolby.

Kolba:

Kolba, co raczej normalne w modelach przeznac-zonych dla jednostek specjalnych, jest składana. Fakt ten podyktowany jest gabarytem broni podczas jej transportu. Należy przecież wziąć pod uwagę, że jednostki specjalne dostarczane są na miejsce akcji często w sposób wymagający wykorzystania dostępnej przestrzeni do maksimum. Tak właśnie wygląda to przy skokach spadochronowych lub transporcie pod-w o d - nym.

Mechanizm kolby jest, co zostało sprawdzone, wykona-ny w całości z metalu. Niejed-

nokrotnie można natknąć się na repliki, których producenci użyli w

tym przypadku cynkalu (stop ZN-AL), i w wyniku normalnego użytkowania elementy takie ulegają uszkodzeniu. W tym przypadku nie będzie miało to miejsca, ponieważ tak zatrzask, jak i zawias są zrobi-one ze metalu dobrej jakości.

Selektor ognia:

Selektor ognia w tej replice umieszczone jest obust-ronnie, dzięki czemu osoba leworęczna będzie mogła go obsługiwać równie łatwo, co praworęczna. Ma to też znaczenie przy zmianach ręki podczas walki w budynkach czy na ograniczonej przestrzeni, kiedy nie możemy sobie pozwolić na nieograniczone op-erowanie repliką. Sam selektor wykonany jest z plas-tiku dobrej jakości, o odpowiedniej twardości, dzięki czemu nie będzie on miał tendencji do zerwania.

Foto: Szymon Reiter

Page 44: OpForce Magazine Issue 4

SIG 552Selektor posiada trzy nastawy – zabezpieczony, ogień pojedynczy oraz ciągły. Każdorazowe jego przestawie-nie i ustawienie w odpowiedniej pozycji powoduje kliknięcie, dzięki czemu nie trzeba śledzić wzrokiem zmian nastaw. Mała rzecz, ale przy pojedynkach w ciemnych pomieszczeniach lub w nocy, kiedy widoczność ograniczone jest do minimum, może oznaczać być albo nie być na polu gry.Daje się zauważyć jedynie jeden minus mechanizmu selektora, to znaczy jego dostępność. O ile ustawienie go za pomocą kciuka ręki obejmującej chwyt z pozy-cji zabezpieczonej do pozycji ognia pojedynczego lub serii nie nastręcza specjalnej trudności, o tyle jego przestawienie powrotne jest już średnio wykonalne bez zmiany pozycji dłoni. A przyznać muszę, że mam dość długie palce z całkiem duże dłonie. Dla osób o mniejszej powierzchni chwytu będzie to jeszcze bardziej utrudnione.Sam ruch selektora odbywa się płynnie, aczkolwiek z niewielkim oporem. Dzięki temu nie będziemy mus-ieli martwić się przypadkowym przestawieniem.

Spust:

Spust wykonany jest z dobrej jakości plastiku, o miłej dla dłoni fakturze. Jego ergonomia nie wz-budza zastrzeżeń. Również opór stawiany palcowi wskazującemu jest wystarczający, a sam spust niezbyt twardy, dzięki czemu nie będzie trzeba użyć zbyt wiele siły do jego naciśnięcia.Osłona spustu jest odchylana, co daje nam komfort używania repliki w warunkach zimowych, kiedy używane są grubsze niż zazwyczaj rękawice ochronne. Również dla osób, które preferują noszenie rękawic taktycznych o grubej wyściółce na palcu wskazującym to rozwiązanie powinno przypaść do gustu. Dodać jeszcze należy, że wykonany jest on w całości z metalu.

Zaczep magazynka:

Zaczep magazynka działa poprawnie a jego wykonanie jest na bardzo dobrym poziomie. Użyty materiał, którym jest plastik, jest bardzo dobrej jakości i przed-stawia się solidnie. Również sprężyna, użyta do jego blokowania, ma wystarczającą twardość.

Muszka i szczerbinka:

Obydwie części celownika, muszka i szczerbinka, są regulowane. Replika posiada również, jak ma to miejsce w oryginale, nastawy nocne. Ze względów proceduralnych nie są one jednak pokryte substancją luminescencyjną i taką modyfikację trzeba wykonać

we własnym zakresie.Szczerbinka posiada 4 różne nastawy przezierni-ka oraz możliwość regulacji w pionie i poziomie. Wykonana jest w całości z metalu a samo spasowanie części bardzo dobre. Nie znalazłem żadnych manka-mentów w jej wykonaniu.Również muszka jest regulowana. Posiada ona dwie nastawy oraz możliwość regulacji w poziomie. W tym przypadku obudowa wykonana jest z plastiku, a reszta części składowych mechanizmu jest metalowa.

Okładziny przednie:

Jeśli mowa o ergonomii należy wspomnieć o okładzinach przedniego bloku gazowego, które skrywają miejsce na baterię. Zmartwi niektórych zapewne informacja, że miejsca w środku jest wyjątkowo mało i dobranie odpowiedniej baterii we własnym zakresie możne nastręczać nieco problemu. Nie mieszczą się bowiem w tym miejscu żadne klasy-czne konstrukcje, w tym i baterie Li-Po o napięciu 7,4 i pojemności 1300 Mh, które przecież są wyjątkowo małe. O włożeniu klasycznej baterii Mini typu Ni-Mh można jedynie pomarzyć. Wygląda więc na to, że ska-zani jesteśmy na baterie specjalne, o niestandardowej budowie. I tylko małogabarytowe, czyli w zasadzie jedynie typu Li-Po. Nam udało się jeszcze zmieścić do chwytu przedniego baterię Li-Fe o napięciu 6,6 i pojemności 1300 Mh, ale na sześciostopniowym mrozie nie bardzo chciała ona współpracować z repliką. Trudno jednak stwierdzić jednoznacznie, czy wina to mrozu, czy też może repliki, ponieważ bateria ta z powodzeniem używana była w replikach innych producentów. Niestety, tylko w temperaturach dodat-nich, więc nie mamy żadnego porównania.

Sama obudowa bloku gazowego wykonana jest z plas-tiku. Tak, jak i zamontowane na niej szyny RIS. Te jednakże, dla wielbicieli szyn metalowych, mają jedno ułatwienie. Są przymocowane za pomocą śrub imbu-sowych, więc ich podmiana to kwestia minut.Blok spasowany jest dość ciasno, co likwiduje jakiekolwiek luzy czy chwianie się części składowych. Obydwa elementy, dolny i górny, przylegają do siebie idealnie. Za takie spasowanie musimy zapłacić jednak pewną cenę. Spasowanie jest tak dokładne i ciasne, że ciężko jest się dostać do baterii. Nie wspominając już o niebezpieczeństwie wyrwania czy uszkodzenia zacz-epów, które trzymają górną cześć na swoim miejscu. Każdorazowe ściągnięcie górnej części odbywa się z obawą o uszkodzenie. Być może element ten ulegnie wyrobieniu z czasem i problem ten przestanie istnieć. Oczywiście, jeśli można uznać fakt idealnego spaso-

Page 45: OpForce Magazine Issue 4

45

wania za problem.

Gearbox i komora HU:

Skoro dokładnie przyjrzeliśmy się wyglądowi i er-gonomii opisywanej repliki, należałoby teraz przejść do analizy wnętrza, a więc tych jej elementów, które bezpośrednio wpływają na przydatność na polu walki airsoftowej.

Komora HU to typowy projekt z G36. Ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Nie bardzo jest nawet o czym pisać, ponieważ komór tych opisano już setki, a kole-jna tego typu recenzja powieliłaby jedynie informacje po poprzednikach. W komorze osadzona jest lufa wewnętrzna o długości 263 mm, a więc dość typowa dla replik przeznaczonych do strzelania na małych dystansach.

Wewnątrz replik znajdziemy Gearbox v.3 z kilko-ma wzmocnieniami. Do nas dotarła replika, która posiadała w stock’u sprężynę M120, dzięki czemu prędkość wylotowa waha się w granicach 390-400 fps’ów. Nie jest to, co oczywiste, moc przeznaczona do CQB, więc osoby chcące używać repliki właśnie w takich grach, będą zmuszone dokonać wymiany sprężyny na słabszą. Wszyscy inni powinni być zado-

woleni z osiągów, jakie oferuje replika na zamontow-anych częściach.

Jak podaje sklep madonion.eu w Gearboxie znajduje się wiele wzmocnionych części. Są to, między innymi, stalowe zębatki, które przystosowane są do współpracy ze sprężynami do M140 włącznie. Pomyślano również o zamontowaniu niskooporowych styków oraz kabli, mających zmniejszyć zużycie prądu. Całość napędza sprawdzony silnik ICS Turbo 3000.

Magazynki:

W pudełku z SIGiem znaleźliśmy dwa magazynki typu Hi-Cap, każdy mieszczący 450 kulek. Są to magazynki wykonane z transparentnego tworzywa sztucznego, mające za zadanie odwzorowywać oryginalne maga-zynki firmy SIG Arms.Kultura pracy samych magazynków jest na bardzo wysokim poziomie. Nie doświadczyliśmy podczas całego czasu trwania testów ani jednego problemu z podawaniem kulek, zacinaniem się czy nadmiernym chybotaniem. Mechanizm napinający sprężynę działa bardzo gładko i po tym chociażby można poznać, iż jest to replika z wyższej półki.Magazynki, a jak wspomniałem wyżej są to Hi-Capy, posiadają klapkę otworu wlotowego, przez który wsy-

Foto: Szymon Reiter

Page 46: OpForce Magazine Issue 4

SIG 552

puje się kulki do wnętrza magazynka. Projektanci z firmy ICS pomyśleli tu troszeczkę i w wyniku tego otrzymaliśmy zabezpieczenie przed przypadkowym lub niechcianym otwarciem się pokrywki. Mała rzecz, a cieszy.

Problemy mogą wystąpić w momencie, kiedy będziemy chcieli nabyć magazynki zapasowe, niekoniecznie firmy ICS. Próbowaliśmy bowiem użyć podczas testów również magazynków Tokyo Marui, które przeznaczone były do ich repliki SIGa 552 Commando, i niestety musieliśmy zrezygnować. Magazynki te najzwyczajniej nie pasują do wersji ICS’owskiej szwajcarskiego karabinka. Podobna sy-tuacja może mieć miejsce w przypadku magazynków od JG, ponieważ chińska replika jest kopią Tokyo Marui. Nie sprawdziliśmy tego co prawda, ze względu na brak dostępu do chińskich magazynków, ale takie założenie trzeba zrobić.

Testy polowe:

Skoro opisaliśmy sobie główne cechy, należy przejść do sedna tej recenzji – testów praktycznych. Replikę przestrzeliwaliśmy na kulkach firmy Guarder o wadze 0,28 grama. Akurat w momencie testowania mieliśmy dostępne kulki tylko o takiej wadze (jeśli mowa o kulkach markowych). Nasz test przeprowadziliśmy w warunkach typowo zimowych. No, może nie aż tak ty-powych, ponieważ temperatura podniosła się nieznac-znie powyżej zera tego dnia, więc oszczędziliśmy replice mrozów. Zalegający jednak od jakiegoś czasu śnieg nie zdążył jeszcze stopnieć, więc oprawa była raczej typowa dla tej pory roku. Musiało to mieć oczywiście niewielki wpływ na zachowanie się repliki, a uściślając głównie gumki HU, która do temperatur tego typu raczej nie jest przystosowana. Można to było stwierdzić po fakcie jej „rozgrzewania się” po nieco dłuższym przestoju. Testowaliśmy SIG’a na oraz odległościach 20, 40 oraz 60 metrów (mierzone taśmą mierniczą), z cel biorąc kartkę formatu A4.Pierwsza odległość nie była specjalnym wyzwaniem dla naszego modelu testowego i dziewięć na dziesięć kulek znalazło się w obrębie celu. Jedna przeszła de-likatnie bokiem, zahaczając jedynie o naszą tarczę.Druga odległość, czyli 40 metrów od celu, nie była już taka łatwa do pokonania dla kulek, wystrzelonych z repliki SIGa. Tym razem tylko połowa z dziesięciu wystrzelonych pocisków znalazła swoją drogę do naszego celu. Reszt minęła się z nim minimalnie, trafiając jednak w odległości, która obramowałaby cel wielkości ludzkiego torsu.

Trzecia odległość była tylko i wyłącznie testem zasięgu maksymalnego repliki. Trafienie na tym dystan-sie w cel wymaga wzięcia poprawki oraz niewielkiej dozy szczęścia, ponieważ zbyt duży wpływ na lecącą kulkę mają warunki atmosferyczne. A i jej prędkość pod koniec dystansy nie jest na tyle duża, by cel nie zdążył się uchylić. Zaznaczyć trzeba jednak, że walka na tym dystansie jest absolutnie możliwa, a trafienie w sylwetkę, przy wzięciu poprawki, nie było specjal-nie trudne. Szczególnie, że tym razem za cel posłużył żywy człowiek, który od razu sygnalizował trafienie. Osobiście na dystansie powyżej 40 metrów polecam korzystanie wyłącznie z serii, głównie 3-5 pocis-kowych, ponieważ wówczas możliwość trafienia celu wielkości człowieka wzrasta znacząco.Patrząc na wyniki pamiętać należy, że cały czas mamy do czynienia z repliką stock’ową, której luf wewnętrzna nie ma nawet 300 mm. Jak na tą wartość osiągnięte wyniki są więcej niż zadowalające.

Podsumowanie:

Jedyne, co możemy zarzucić replice SIGa 552 Com-mando to nieodporność plastiku, poruszającego się w łożu zamka. Może i nie jest to wada duża, ale na pewno na ten element trzeba uważać. Szczególnie, jeśli gra ma miejsce w ujemnych temperaturach. Nie można również nie wspomnieć o wyjątkowo mizernej przestrzeni na baterię, która ograniczy nas dość znac-znie w jej doborze. Szczęśliwie nie jest to replika, w której potrzebujemy dużej mocy, więc i bateria może być niewielka – również gabarytowo.

Na plus można zaliczyć bardzo kulturalną pracę Gear-boxa, bardzo duży zasięg oraz niezłą celność przy bardzo krótkiej lufie. Nie należy zapomnieć również o oznaczeniach wersji ostrej, które dodają replice smaczku, a dla rekonstruktorów są wręcz pozycją obowiązkową. Na plus zaliczymy również działający bolt-catch, który może nie jest elementem pierwszej potrzeby, ale na pewno jest wartościowym dodatkiem, który sprawi sporo zadowolenia a i oszczędzi niewy-godnego ustawiania Hop-Up’u. Do listy dodajmy na sam koniec bardzo dobrze, i kulturalnie, działające magazynki z kilkoma udogodnieniami i otrzymamy na prawdę solidną replikę – nie tylko do walki na krótkich dystansach.

W skrócie:

Minusy:

Page 47: OpForce Magazine Issue 4

47

Rezultat strzelania na 20 metrów - po ro-zgrzaniu gumki HU

Rezultat strzelania na 20 metrów

Rezultat strzelania na 40 metrów

Foto: Szymon Reiter

Page 48: OpForce Magazine Issue 4

SIG 552

- mało wytrzymałe na mróz tworzywo- niewielka przestrzeń dostępna dla baterii- utrudnione wpinanie spiętych magazynków

Plusy:

- wysoka kultura pracy Gearboxa- bardzo dobra celność przy tak krótkiej lufie- spory zasięg maksymalny- działający Bolt-catch- wysokiej jakości magazynki

Skala:

8/10

Poniżej znajdziecie zdjęcia tarcz z tego strzelania.

Dziękujemy sklepowi Madonion za udostępnienie repliki do testów.

Repl

ika

w p

ełne

j oka

zało

ści

Magazynek SIGa

Page 49: OpForce Magazine Issue 4

49

Magazynek SIGa

Front wraz z RISami oraz tłumikiem płomienia.

Foto: Szymon Reiter

Page 50: OpForce Magazine Issue 4

SIG 552

Zamek i oznaczenia, znajdujące się ponizej niego

Widok na przyrządy celownicze

Magazynki dodawane do SIGa

Kolba składana

Zbliżenie tylnej części wraz ze szczerbinką

Widok bocznej części repliki od strony zamka

Foto

: Szy

mon

Rei

ter

Page 51: OpForce Magazine Issue 4

51

Widok na przyrządy celownicze

Zbliżenie tylnej części wraz ze szczerbinką

Zbliżenie na szynę RIS. Widoczne śrudby mocujące ją do korpusu

Muszka

Kolba składana

Widok bocznej części repliki od strony zamka

Page 52: OpForce Magazine Issue 4

Bat na terminatowów

Bat na terminatorów?Jednym z minusów Airsoftu, przynajmniej w oczach niezaznajomionego z tematem osobnika, jest brak śladu po trafieniu. Podczas gry w Paintball każde trafienie widać wyraźnie, dzięki czemu oszukiwanie nie jest takie proste, jak podczas zabaw z replikami ASG. Do tej pory jedynie uczciwość uczestników spotkań była jedynym wyznacznikiem eliminacji przeciwnika. Czy akurat ten aspekt można jakoś zmienić? Z odpowiedzią na to pytanie spieszą nam producenci sprzętu sportowego, którzy stworzyli kamerę przeznaczoną do uwieczniania wydarzeń ekstremalnych. Może nie są one przeznaczone bezpośrednio do ASG, aczkolwiek i to zapewne zmieni się bardzo szybko. Tymczasem wykorzystujmy technikę taką, jaka jest w danym momencie dostępna. Przed Wami pierwsza część z serii artykułów, poświęconych kamerom sportowym i ich wykorzystaniu w Airsofcie.

Oczywiście, głównym przeznaczeniem kamery nie jest uwiecznianie oszustów, a raczej samej

rozgrywki. Urządzenia takie pozwolą nam na zach-owanie wspomnień z wydarzeń, które w jakiś sposób ukształtowały nas samych i to, kim jesteśmy. Pozwolą też na zachowanie wspomnień z ważnych dla nas wydarzeń, ciekawych miejsc oraz ludzi, których spotkaliśmy gdzieś po drodze.Do tej pory musieliśmy wybierać pomiędzy celowni-kiem aparatu i lunety. Granie z aparatem bądź kamerą oraz repliką równocześnie nie było, i nie jest do tej pory, specjalnie komfortowe. Nic dziwnego jednak – nie zostały one zaprojektowane do jednoczesnego wykorzystania. Oczywiście, są ludzi, którym te dwie rzeczy udało się pogodzić w pewien sposób, czego przykładem jest bohater naszego artykułu o tuningu repliki CA-8-2, który zamontował swoją kamerę w pudełku, który zostało przyczepione zaraz za celowni-kiem na korpusie repliki. Niestety, w wyniku tej oper-acji stracił całkowicie możliwość korzystania z lunety celowniczej.Poprosiliśmy jednak Marcina, żeby przetestował dla nas kamery sportowe, bardziej nadające się do zastosowań w Airsofcie, niźli ma to miejsce w przy-padku urządzeń tradycyjnych.

Nasze sprawozdanie z rynku kamer sportowych roz-

poczniemy od modelu budżetowego, tzn. dostępnego dla każdego maniaka Airsoftu – również w naszym kraju. Najtańszy model, jaki udało nam się znaleźć, to propozycja firmy Solve Elektronika z Tychów w postaci kamery AT-18. Model ten kosztuje w grani-cach 270 PLN (90 USD, 70 EUR), więc pozwolić so-bie może na niego dosłownie każdy gracz. Jak jednak przedstawia się jakość, skoro cena jest tak niska?

Pierwsze wrażenie:

Kamera przychodzi do nas zapakowana w solidne, kartonowe pudełko, na którym nadrukowano foto-grafie kamery w różnych postaciach. Opakowaniu nie można więc nic zarzucić. Nas jednak bardziej będzie interesowała jego zawartość. W końcu nawet najbardziej kiepski produkt można ładnie opakować i sprzedawać jako wysokiej klasy. Zajrzyjmy więc do środka.

Oto co znajdziemy wewnątrz pudełka (w kolejności wyjmowania):

1. Instrukcja obsługi w języku angielskim2. Karta gwarancyjna3. Drukowana ulotka dotyczące produktu4. Instrukcja obsługi w języku polskim5. Płyta mini-cd ze sterownikami do komputera6. Gumowy pasek do mocowania kamery na kasku/hełmie itp.7. Dwa paski mocujące z rzepem8. Kabel USB9. Kabel audio-video10. Kamera11. Pudełko z akcesoriami dodatkowymi (smar, uch-wyt mocujący na kierownicę, cztery paski gumowych, samoprzylepnych dystanserów zabezpieczających).

Jak możecie zauważyć, lista akcesoriów, które otrzy-mujemy z kamerą, jest dość długa. Zaliczyć je trzeba

Page 53: OpForce Magazine Issue 4

53

na plus, ponieważ zdecydowana większość z nich będzie przydatna.

Samo urządzenie jest zbudowane solidnie i powinno wytrzymać większość sytuacji, jakie mogą je spotkać w polu. Obudowa jest zrobiona z dość grubego tworzywa, w niektórych miejscach pokrytego jeszcze gumą. Zapewni to zwiększoną wytrzymałość na usz-kodzenia mechaniczne oraz ochroni przed zachlapa-niem. Również osłona wyświetlacza sprawia na pier-wszy rzut oka wystarczająco solidnej.Przejdźmy jednak do najważniejszej części – obiek-tywu. Pamiętajmy bowiem, że będzie to element narażony na bezpośrednie niebezpieczeństwo postrzału ze względu na zwrócenie frontem do przeciwnika. Jego bezpieczeństwo jest w tym wypad-ku kluczowe. Na szczęście wydaje się, po wstępnych oględzinach, że szkło powinno, bez większego niebezpieczeństwa uszkodzenia, wytrzymać postrzał – nawet z niewielkiej odległości.

Ergonomia:

W tym kryterium najważniejszy jest dla nas dostęp do funkcji kamery, czyli normalna obsługa podc-zas gier oraz, nie mniej ważne, możliwości i sposób montażu. Zacznijmy może od obsługi nagrywania.

Przyciski:

W górnej części kamery znajdziemy 3 przy-ciski, rozmieszczone wokół niewielkiego wyświetlacza LCD, odpowiadające za ustawienie wszystkich parametrów kamery. Przy-cisk centralny, który również jest największym, włącza i wyłącza nagrywanie. Po jego lewej stronie znajduje się przycisk aktywacji i dezakty-wacji kamery, nato-miast po prawej

odpowiadający za jej funkcje przycisk menu. Same przyciski, jak to powinno mieć miejsce w urządzeniu przeznaczonym do używania podczas uprawiania sportów, nie są podatne na przypadkowe naciśnięcie. Żeby uruchomić jakąkolwiek funkcję kamery, należy skierować nieco siły dokładnie w punkt, o który nam chodzi. Oczywiście, może to utrudniać uruchomie-nie nagrywania graczom w rękawiczkach, ze względu na fakt zwiększonej powierzchni stycznej i zm-niejszonej dokładności, ale jednak uważam, że lepiej rękawiczkę zdjąć, żeby obsłużyć urządzenie, niźli mieć kilkadziesiąt minut przypadkowego materiału video.Funkcji menu nie znajdziemy zbyt wiele. Pamiętajmy jednak, że jest to kamera sportowa i mnogość funkcji nie jest nam tu niezbędna.Materiał, który posłużył do zrobienia przycisków, to dość twarda guma. Wybór materiału raczej oczywisty, skoro kamera ma działać w warunkach „polowych” oraz zapewnić możliwość nagrywania nawet w czasie deszczu. Wodoszczelność zresztą sprawdziliśmy we własnym zakresie, ponieważ podczas ostatniej sesji testowej pogoda sprawiła nam figla i cały czas mżyło – mocniej lub lżej. Przyciskom nie mogę nic zarzucić. Oczywiście, pojawiły się głosy, że działają one nazbyt

twardo, ale nadal uważam, że jest to zaleta.

Montaże:

Do kamery produ-cent dodaje zestaw

montaży, które zaspokoją potrzeby

praktycznie każdego gracza. Ta część zestawu wzbudziła nasz podziw. Kamerę można zamontować

praktycznie na każdej powierzchni, jaką tylko

można sobie wymyślić. My montowaliśmy ją na:

lunecie, dzięki montażowi okrągłemu; na głowie oraz

froncie repliki, dzięki paskowi gumowemu. Można również

zamontować ja na prze-gubie ręki czy hełmie,

dzięki dołączonym paskom z rzepem. W tym miejscu wychodzi cała wielofunkcyjność

Page 54: OpForce Magazine Issue 4

kamery i jej kompatybilność z każdą powierzchnią.Dodać trzeba, że każdy z montaży był bardzo stabilny i nie pozwalał kamerze na żadne swobodne ruchy. Co więcej, kamera była stabilna i bezpieczna nawet w momencie, w którym udało nam się urwać zacz-epy nahełmowe, których brak powinien praktycznie pozbawić ją cech użytkowych w takiej konfiguracji. Na prawdę duży plus.

Testy:

Kamerę Solve AT-18 testowaliśmy w dwojaki sposób. Po pierwsze chcieliśmy przekonać się, czy model ten będzie nadawał się do zapisu gier airsoftowych pod względem wytrzymałości części zewnętrznych i ogól-nego wykonania. Nie pominęliśmy również tak ważnej kwestii, jaką była możliwość montażu urządzenia na replice oraz oporządzeniu. Pamiętajmy bowiem, że nie jest to urządzenie dedykowane dla graczy ASG.Testy „polowe” postanowiliśmy przeprowadzić podc-zas jednej z gier, jakie odbywających się praktycznie wszędzie – niezależnie od miasta, kraju, kontynentu. Zwykły, niedzielny poranek. Dodajmy jedynie, że grudniowy. Będzie to miało niebagatelny wpływ na naszą recenzję. Temperatura powietrza wahała się w granicach 6 stopni poniżej zera, zapewne dzięki słońcu, które zdecydowało się rozproszyć nieco wcześniejsze temperatury – niższe o nawet 10 stopni.Kamera już dzień wcześniej została przygotowa-na do działania. Przymocowaliśmy ją za pomocą dołączonego do zestawu uchwytu na lunecie repliki snajperskiej. Wspomnieć należy tutaj, że dołączony do kamery zestaw akcesoriów mocujących jest wystarczający do przymocowania jej praktycznie do każdej powierzchni, jaką sobie wymyślimy. Ma to niebagatelny wpływ na walory użytkowe samego urządzenia, ponieważ możliwość dowolnego niemalże mocowania go jest kluczowa z punktu widzenia grac-za. Nie zawsze przecież musimy korzystać z tego samego oporządzenia bądź repliki. Kamera Solve AT-18 miała być jedną z dwóch ka-mer, pracujących tego dnia nad uwiecznieniem spot-kania. Dzięki temu mielibyśmy materiał porówn-awczy, pozwalający na ocenę jakości nagrań oraz niezawodności działania całego systemu. Druga ka-mera była umieszczona zaraz za okularem lunety kara-binu, a więc centralnie do osi celowania. Model, który otrzymaliśmy do testów, udało nam się przymocować bez większych problemów do lunety – zaraz za pokrętłami regulacyjnymi. Dzięki temu uzyskaliśmy porównywalny zakres obszaru nagrywania.Rozgrywki rozpoczęliśmy po godzinie i zaraz na

początku kamera została uruchomiona. Naszym za-mierzeniem było nagrać całe spotkanie, a następnie ocenić jakość nagrania, dobierając poszczególne sceny do zaprezentowania w niniejszym artykule. Niestety, pogoda pokrzyżował nasze zamierzenia w sposób dość niespodziewany. Niska temperatura doprowadziła do obniżenia wydajności baterii, które zamontow-ane były w testowanej kamerze. Doprowadziło to fi-nalnie do jej samoczynnego wyłączenia. W ferworze działań nie zauważyliśmy nawet, czy urządzenie w jakikolwiek sposób informowało nas o problemie z zasilaniem. Najgorsze jednak okazało się sprawdze-nie karty pamięci, na której miał znajdować się na-grany materiał. Piszę „miał”, ponieważ urządzenie nie zapisało absolutnie żadnej informacji z rozgry-wki. Najprawdopodobniej producent nie przewidział takiej sytuacji i nie uwzględnił automatycznego za-pisu w zdefiniowanych odstępach czasu lub w przy-padku wyczerpywania się źródła zasilania. Szcze-gólnie ta druga opcja byłaby niezwykle przydatna, biorąc pod uwagę naszą przygodę oraz - zdrowy rozsądek. A wspomnieć należy, że kamera posiada przecież wyświetlacz, który pokazuje użytkownikowi stan naładowania baterii. Czyli założyć można, że urządzenie zdolne by było do podjęcia akcji, o której wspomniałem wyżej. Wystarczyłoby jedynie wpisać parę linijek kodu do programu sterującego.Należy również uważać na miejsce, w którym zamon-tuje się kamerę. W naszym przypadku, po zamontowa-niu jej na lunecie, okazało się, że najprawdopodobniej silnik generował zbyt silne zakłócenia elektromag-netyczne, które powodowały drganie obrazu. Zmi-ana miejsc montażu na front repliki (innego typu) całkowicie zlikwidowała ten problem. Nie występował on również o ogóle w momencie, kiedy kamera była zamontowana na głowie.

Druga próba, ze względu na okres świąteczny, nieco odsunęła się w czasie. Dało to nam jednak możność przeprowadzenia testów po raz kolejny, dzięki czemu będą one jeszcze dokładniejsze, niźli miałoby to mieć miejsce w przypadku przeprowadzenia ich jednora-zowo.Wiarygodność testu nagrywania wzrosła jeszcze ze względu na naprawdę niesprzyjające warunki at-mosferyczne. Niska podstawa chmur oraz padająca nieustannie mżawka spowodowały, że przejrzystość powietrza bardzo mocno spadła. Również wilgotność powietrza była bardzo wysoka. Wszystko to możecie zobaczyć na zdjęciach oraz filmie, który został wówc-zas nakręcony. Jakie by warunki nie były, kamera ani razu nie odmówiła współpracy. Również baterie nie wyczerpały się podczas całego okresu nagrywania.

Bat na terminatowów

Page 55: OpForce Magazine Issue 4

55

Jednym słowem kamera sprawdziła się w warunkach nieco ekstremalnych. Dalej może być już tylko lepiej.

Podsumowanie:

Kamera świetnie się sprawdza w momencie, kiedy pragniemy nagrać film z akcji. Same materiały video nie są oszałamiającej jakości, ale wziąć trzeba pod uwagę cenę, jaką przyjdzie nam zapłacić za urządzenie, a znajduje się ona w przedziale, w którym dostaniemy kolimator lub lunetę. I to również z najniższego lub średniego przedziału jakościowego.Sama kamera może być rewelacyjnym rozwiązaniem dla grup, które w ten sposób pragną zapisać swoje treningi czy akcje, by później omówić je na spoko-jnie w bardziej sprzyjających warunkach. Będzie to również dobry zakup dla osób, które pragną mieć pamiątkę z manewrów, w których uczestniczyli, a nie mają ochoty wyłożyć ponad 1000 PLN za urządzenie, które pozwoli im nagrać materiał w jakości HD.Polecamy tę kamerę również tym, którzy poszukują niewielkiego urządzenia, zdolnego pomieścić sporą ilość materiału video. Takiego, którego można przyczepić dosłownie wszędzie – na rep-lice, oporządzeniu, hełmie czy, po prostu, głowie. To właśnie dla nich przeznaczona jest kamera Solve AT-18.

Plusy:

1.Cena2.Spora ilość dodat-ków montażowych3.Obsługa ogólnie dostępnych baterii4.Obsługa popu-larnych i niedrogich kart pamięci5.Solidna obu-dowa

6.Kompaktowość7.Niska waga8.Jest wyświetlacz LCD9.Możliwość ustawienia wszystkich parametrów bez dostępu do komputera

Minusy:

1.Słaba jasność wyświetlacza LCD2.Rozdzielczość maksymalna to tylko 640x4803.Brak automatycznego systemu zapisu danych4.Zakłócenia od pracującego silnika/GB5.Duża czułość na rodzaj baterii6.Jakość dźwięku

Poniżej znajdziecie materiał video z jednej z gier, pod-czas których testowaliśmy urządzenie.

Kamerę testowaliśmy dzięki uprzejmości firmy Solve Elektronika, dystrybutora kamer AT-18 i AT-19. Za-praszamy na stronę producenta www.solveelektronika.pl.

Page 56: OpForce Magazine Issue 4

Bat na terminatowów

Page 57: OpForce Magazine Issue 4

57

Page 58: OpForce Magazine Issue 4

Under the BurlapUnder the burlap

Page 59: OpForce Magazine Issue 4

Under the Burlap

59

W najnowszym wydaniu Under the Burlap znajdziecie opis legendy światowej wojskowości – karabin M1 Garand. Przedstawimy Wam historię jego

powstania oraz replikę, którą przygotowała dla miłośników tego rodzaju broni firma Marushin. Naszym gościem będzie również miłośnik replik snajperskich, który zamienił swoją CA-8-2 w prawdziwy postrach z ponad 600 fps’ami. Podzieli się on z OpForce Magazine sposobem, w jaki udało się stworzyć takiego potwora.By poznać kolejnego snajpera, który zapisał się na kartach historii, będziemy musieli cofnąć się nieco w czasie. Przedstawimy Wam bowiem sylwetkę Adelberta Waldrona – najskuteczniejszego snajpera amerykańskich sił zbrojnych. Miłej lektury.

Page 60: OpForce Magazine Issue 4

garand marushin

M1 Garand – legenda legendZdarzają się takie repliki, które mimo ich przydatności na polu gry airsoftowej, wciąż wzbudzają zachwyt i są marzeniem wielu graczy. Czasem to ich wykonanie, będące wspaniałą kopią swego rzeczywistego pier-wowzoru, czasem zaś tylko unikatowość konstrukcji tworzą legendę i nieodpartą potrzebę ich posiadania. Równie rzadko zdarza się, że taki rarytas kolekcjonerski trafi do moich rąk – by przejść niezbędny przegląd. Wtedy mogę nacieszyć oko takim modelem, zaglądnąć do jego wnętrza, dopieścić. Taka sytuacja miała miejsce nie tak dawno temu, kiedy na stół mojego warsztatu trafiła replika M1 Garand firmy Marushin.

Przydatność tej repliki na polu walki airsoftowej jest mocno ograniczona. Pojemność magazyn-

ka, niepowalające osiągi, nietypowa konstrukcja, zwłaszcza systemu HU, praktycznie brak części do tuningu, droga eksploatacja. Można by wymieniać w nieskończoność. Pomimo to bardzo wielu graczy chciało by ją mieć. Tak po prostu, mieć dla samego posiadania, do lansu i wiszenia na ścianie. I, powiem szczerze, trudno im się dziwić.

Replika wykonana jest wyłącznie z metalu i drewna. Drewno nie jest rewelacyjnej jakości, lakierowane i to w zasadzie tylko od zewnątrz. Wygląda jednak bardzo estetycznie i cieszy oko. Części drewniane to: kolba z łożem plus nakładka na lufę. W kolbie, zakończonej metalową stopką, znajduje się pojemnik na przy-bornik do czyszczenia. Części metalowe to trochę mosiądzu, odrobina skrawanego aluminium i sporo cynkalowych odlewów. Cynkal jednak jest stosunko-wo dobrej jakości, na pewno lepszy niż w większości znanych mi replik.

Karabin obsługuje się bardzo podobnie jak oryginał. Magazynek, zbliżony wyglądem do charakterystycz-nego ładownika, umieszcza się w gnieździe, zamyka zamek i można strzelać. Jedynie 8 razy, jak w orygi-nale oczywiście. Po tym fakcie zamek zatrzymuje się w tylnym położeniu, a ładownik wyskakuje do góry. Należy wsadzić nowy ładownik i zamknąć za-mek. Można też nie do końca opróżniony ładownik wyrzucić z repliki za pomocą przycisku po lewej stronie komory

zamkowej. Bez-piecznik, umieszczony jak

w oryginale, z przodu osłony spustu, zupełnie identycznie jak w znanych wielu graczom

replikach M14, który przecież był wersją rozwojową Garanda. Celownik, regulowany w obu płaszczyznach, przeziernikowy, znów bardzo podobny do tego w M14, jednak wykonany praktycznie bez luzów. Musz-

ka, z bocznymi osłonami, osadzona jest na jaskółczy ogon i ściśnięta śrubą. Niestety imbusową, co psuje obraz całości.

Replika posiada system HU, jednak nie w takiej formie, w jakiej zna go większość graczy. To, co nazwalibyśmy komorą HU, w rzeczywistości jest jedynie miejscem zamocowania lufy i wprowadzenia kulki. Znajduje się tam uszczelka i mała zapadka, utrzymująca kulkę na miejscu aż do momentu strzału. Nie ma tam gumki HU. Znajduje się ona około 15cm od wylotu lufy, za bardzo dziwnym „garbkiem”. Prawdopodobnie garbek ten ma za zadanie zaburzyć lot kulki w lufie tak aby docisnęła się ona do górnej krawędzi lufy i natrafiła na gumkę HU. Lufa jest więc po prostu, na pierwszy rzut oka, krzywa. Ponadto, mniej więcej w początkowej jednej trzeciej swojej długości, posiada ona dwa otwory po bokach, każdy o średnicy około 2mm. Służą one do ułatwienia montażu całości, ponieważ lufę do komory się wkręca i kontruje nakrętką. Otwory ułatwiają ustawienie jej w odpow-iedniej pozycji. Niemniej jednak otwory muszą mieć fatalny wpływ na osiągi, zostały więc owinięte taśmą teflonową, na którą nałożyłem izolację termokurczliwą i podgrzałem. Podobnie zresztą z gumką HU. Ma ona formę opaski na lufę, ze stosownym garbkiem podkręcającym, który wchodzi w wycięcie na lufie. Została ona owinięta teflonem i dociśnięta izolacją tak, aby zlikwidować przedmuchy.

Z a m e k repliki w działaniu bardzo przy-

pomina zamek w replice M14, tyle że posiada mech-anizm BB. Składa się z blaszki osadzonej w górnej części, symulującej właściwy zamek, pod którą zna-jduje się dysza wprowadzająca kulkę do komory z magazynka wraz z wlotem gazu od boku oraz, w tyl-nej części zamka właściwego, zderzak, którym zamek uderza w dno komory zamkowej. Blaszka z zamkiem właściwym połączona jest obrotowo, więc symuluje ona też ruch odryglowujący prawdziwy zamek. Na połączeniu tych dwóch cynkalowych elementów zna-

Page 61: OpForce Magazine Issue 4

61

jduje się mosiężna tuleja łożyskowa, dzięki czemu el-ementy współpracują gładko i nie zużywają się zbyt szybko.

Mechanizm BB to osobny temat. Jest on bowiem bard-zo nietypowy jak na replikę GBB. Początkowo, przy grzebaniu w nim, budzi prawdziwą grozę mnogością

elementów, jednak po pewnym czasie

d o s t r z e g a - my w nim ogromną pomysłowość konstruk-

torów. Biorąc pod uwagę wiek konstrukcji tr-zeba zanotować, że nie było się podówczas na czym się wzorować i konstrukcja zaczyna budzić pewien podziw. Nie ma tam zaworka w dyszy, który odcinałby dopływ gazu do lufy i zwiększał ciśnienie w cylindrze BB. Zastosowano tam dwa oddzielne zawory, jeden sterujący gazem trafiającym do lufy, a drugi gazem trafiającym do zespołu BB. Oba te zawory uruchamia jeden kurek. Cykl strzału wygląda następująco: ku-rek znajduje się z tyłu, zamek zamknięty, kulka w komorze. Po naciśnięciu spustu kurek wciska dwa zawory, jeden odrobinę wcześniej niż drugi. Ten pierwszy podaje gaz na dyszę i za jej pośrednictwem

- wypycha kulkę. Drugi zawór, otwierany ułamek sekundy później, podaje gaz do długiej i wąskiej rurki, zakończonej tłoczkiem z uszczelką. Znajduje się ona w cylindrze, przymocowanym do suwadła i zamka. Gaz z wąskiej rurki trafia do przestrzeni przed głowicą tego tłoczka i do wewnątrz cylindra, powodując jego ruch ku tyłowi. Po osiągnięciu końca cylindra, który od przodu nie jest zamknięty, nadmiar gazu zostaje uwolniony. Kurek jest znowu napięty, więc zawory są zamknięte, Zamek, wraz z suwadłem i cylindrem BB, pod wpływem ogromnej sprężyny powrotnej (prawie 50cm długości po wyciągnięciu z repliki!), owiniętej na lufie zewnętrznej (nie widać tego frag-mentu z zewnątrz!), wraca do swojego początkowego położenia. Wielkość całego zespołu BB, cylindra gazowego i sprężyny powrotnej, jest uzasadniona masą całego zespołu ruchomego zamek-suwadło. Samo jednak szarpnięcie przy strzale nie jest rewelacyjne z racji małej prędkości poruszania się zamka i dużej masy całego karabinu. Zbiornik gazu, znajdujący się przed mechanizmem spustowym, jest dość płaski, ale ma wystarczającą pojemność. Ładuje się go od dołu, a

sam zawór ładowania umieszczono zaraz przed osłoną spustu.

Mechanizm spustowy mnie osobiście bardzo przypadł do gustu. Nie ma przerywacza, jest natomiast

wyposażony w zaczep ognia po-

jedynczego, podobnie jak karabinek AK. Prostota

działania i niezawodność, plus, z racji dobrego wyko-nania, przyjemna praca spustu, powinny przypaść do gustu każdemu maniakowi.

Rozkładanie karabinka to również przyjemność. Zac-zynamy od odchylenia kabłąka spustowego do przo-du i pociągnięcia w dół. Powinien wyjść cały mech-anizm spustowy wraz z kurkiem. Kolejny szczegół który cieszy: kurek wyposażono w rolkę z mosiądzu w miejscu, w którym zamek go napina. Zmniejsza to tarcie i zużycie mechanizmów. Następnie wykręcamy jedną śrubę z tyłu i karabinek rozkładamy na kolbę oraz „mechanizmy” z lufą i nakładką na lufę. Po ściągnięciu muszki, jej podstawy i drewnianych nakładek na lufę, możemy lufę zewnętrzną rozkręcić na dwie części, poluzować śruby na pierścieniu, o który opiera się sprężyna powrotna, ściągnąć go ra-zem ze sprężyną, suwadłem i cylindrem BB. Komorę zamkową rozkładamy odkręcając dwie śruby po bo-kach i z tyłu, po czym otrzymujemy dostęp do zamka i wszystkiego co znajduje się w środku. Początkowo rozkładanie i składanie to horror, ponieważ replikę da się złożyć jedynie w jednej, określonej kolejności, ale odrobina wprawy i już bez problemu sobie z tym po-radzimy. Uważać należy na mechanizm odpowiedzi-alny za blokowanie zamka z tyłu i wyrzucanie pustego ładownika. Jest typowo „wredny”. Wymaga odpow-iedniego podgięcia dwóch niezależnych sprężynek, odpowiedniego dokręcenia śrubek itp. Doprowadze-nie samego tego mechanizmu do działania zajęło mi ponad godzinę. Jeśli więc działa - nie ruszać.

Jako, że od początku traktowałem ten karabin jako ra-rytasik, okaz kolekcjonerski, nie powiem nic na temat jego osiągów. Przecież i tak, z racji magazynka na 8 kulek, jego przydatność na polu walki jest zerowa. Natomiast wykonanie, oznaczenia (w pełni zgodne z oryginałem!), dźwięk przeładowania i działanie

Page 62: OpForce Magazine Issue 4

garand marushin

mechanizmów wprawiają w zachwyt. Każda replika ma jednak minusy, a skoro tu opisuję głównie wyko-nanie repliki - minusy wykonania też powinienem. Po pierwsze, śrubę łączącą suwadło z zamkiem widać le-kko z zewnątrz, a ta jest imbusowa. Dla mnie zbrodnia. Po drugie, nakładka na lufę oraz przednia część lufy zewnętrznej mają tendencję do łapania luzów. Da się wszystko solidnie skręcić w jedną całość, ale wyma-ga to sporo zachodu

i wyczu-cia. Mecha-

nizm był, po zamocowaniu w kolbie, przesunięty le-kko w bok, a nie w jej osi. Było to widoczne i drażniło. Drewno od środka było niewykończone i po prostu pełne drzazg. No i nie polakierowane. Niepotrze-bne komplikowanie mechanizmów też nie świadczy dobrze o tej replice, jednakże jestem w stanie to wybaczyć - model ten jest dość stary. Chwyt jest dość szeroki i dla mnie niewygodny, ale nie mam porów-nania z oryginałem, więc nie wiem czy to wada, czy może zaleta. Prócz tego - wszystko idealne.

Nie polecę tej repliki nikomu, kto chce się strzelać. Gazożerność, kaliber 8mm, trudno dostępne ładowniki, jedynie 8 kulek na magazynek, masa, długość. Dla grup rekonstrukcyjnych jednak, na potr-zeby LARPów czy też innych imprez, gdzie strzelanie nie jest tak ważne - brać śmiało.

Jacek „Dexter” Reiter

Page 63: OpForce Magazine Issue 4

63

Page 64: OpForce Magazine Issue 4

Ekstremalna Pasja

Ekstremalna PasjaNic nie budzi większej grozy wśród graczy airsoftowych niż okrzyk – Snajper. Jest to zrozumiałem, ponieważ również na polu ASG snajper jest wyjątkowo niebezpieczny. Oczywiście mowa tu o snajperach z powołania, którzy tą profesję wybrali dlatego, że była ona odbiciem ich osobowości, a nie tylko chwilowym zauroczeniem na podstawie filmów i gier video. Potrzeba bowiem o wiele więcej niż tylko zapału by sprawdzić się w tej arcytrudnej roli. Tu nie ma miejsca na pomyłkę czy improwizację. Snajper to przecież szachista współczesnego pola walki.

Istotną częścią odgrywania roli snajpera jest przy-gotowanie sprzętu. Poza maskałatem, który jest

wyposażeniem pasywnym, snajper ma do dyspo-zycji również sprzęt aktywny – karabin. Jego przy-gotowanie wymaga bardzo dużej wiedzy teoretycznej i praktycznej oraz mnóstwa potu, wylanego podc-zas pasowania każdej części ze sobą. Tak, by finalnie otrzymać wyjątkowo precyzyjne narzędzie likwidacji potencjalnych celów.Ze względu na powyższe airosftowych snajperów jest na prawdę niewielu. Szczególnie takich, którzy znają swój sprzęt do granic poznania. Ta-kich, którzy potrafili wycisnąć z repliki dosłownie każdego fps’a, pozostając często na krawędzi możliwości danego materiału. A niejed-nokrotnie tą krawędź przekraczając, głównie dzięki zastosowaniu niewielkich usprawnień w oryginalnych projek-tach. W dalszej części artykułu poznacie takiego właśnie snajpera.

Czesio, bo pod takim nickiem znany jest szerszej rzeszy ma-niaków Airsoftu, jest postacią wyjątkowo charakterystyczną. Nie onże sam jednak najbardziej się wyróżnia ale narzędzie, którego p o d -czas nich używa. Jego ulubioną repliką jest bow-iem CA-8-2 Classic Army – niedoceniona replika snajperska.

Co może nam Marcin (zwany Czesiem) powiedzieć na temat tego, jakże oryginalnego, designu?

Replika CA-8-2 (będąca niedokładną kopią SL-9 Heckler&Koch) była moją drugą (mam jeszcze G36C 350 fps’ów JG do CQB, a miałem jeszcze chińskiego

AK 74, którego sprzedałem, ponieważ wkurzały mnie magazynki, MP5 Kurtz, oraz UMP) w ciągu mej pięcioletniej przygody z tym sportem. Jeśli oczywiście nie liczyć zabawek, które jednakże podłożyły pod-waliny pod moje hobby. Moja SL-9 (przyjmijmy, że będę takiej nazwy używał w dalszej części tego artykułu) zastąpiła w moim arsenale replikę MP-5 ,

r ó w n i e ż produkcji Classic Army.

Dlaczego wybrałem właśnie tę konkretną replikę? Przyznam szczerze, że w

wyborze tej repliki główną rolę grały kwestie estety-czne. Mówiąc w skrócie zaś – niesamowicie mi się ta replika podobała. Od kiedy pamiętam.

Ze względu na fakt, iż była to replika broni snajper-skiej, przydałoby się podnieść nieco jej moc. O ile na początku replika miała poniżej 400 fps’ow (320 fps), to już pierwszy serwis gwarancyjny spowodował przekroczenie tej magicznej granicy. Niestety, rep-lika ta zbyt często gościła na serwisie bym mógł się nią spokojnie cieszyć. Wrodzona ciekawość oraz niezadowolenie z pierwotnej wadliwości mojej SL-9

Page 65: OpForce Magazine Issue 4

popchnęły mnie do zapoznania się z obsługą oraz sposobem działania replik elektryczny. Niezadowole-nie z działania repliki pokonało nawet strach przed utratą gwarancji na replikę ( mimo faktu, że miałem już niejakie doświadczenie w serwisie replik odkąd rozebrałem swoje MP5 Classic Army). Druga awar-ia zębatek popchnęła mnie do zrobienia delikatnego tuningu w jednym ze sklepów. Serwisanci osiągnęli moc 450 fps’ów. Replika nie działała idealnie, ale na szczęście napra-wa tym

r a z e m ograniczała się

do wyregulowania silnika. Na nieszczęście poprosiłem również

sprzedawców o polecenie mi jakiejś dobrej lufy precyzyjnej o długości 650 mm i otrzymałem preckę firmy SRC. W tym jednak wypadku należałoby napisać słowo precka w cudzysłowie, ponieważ jej jakość zdecydowanie odbiegała od przyjętych norm dla luf precyzyjnych. Pojechałem z nowo zrobioną repliką na jeden z wyjazdów 48-godzinnych, gdzie podczas jednego z pierwszych starć zauważyłem, iż z lufy, podczas strzału, wydobywa się dziwny dym. Wyglądało to nawet fajnie, a wysoka wilgotność spowodowała, że to jej przypisałem powstanie tego dymu. Drugi dzień jednak przywitał nas wyśmienitą pogodą, po wcześniejszej wilgotności nie został nawet ślad, a moja replika wciąż zachowywała się, jakbym strzelał przy użyciu prochu. Udało się jednak doczekać końca imprezy i dopiero po przyjechaniu do domu stwierdziłem, że całkowicie wypaliła się powierzch-nia, którą lufa była pokryta od wewnątrz chromem.

Dalsza część mojej przygody z Sl-9 to praktycznie nieustający tuning. A że ludzie zaczęli mi już wtedy znosić swoje repliki na serwis, to przy okazji zak-upów na ich potrzeby, kupowałem również dla sie-bie. Ze względu na spore kwoty, jakie wydawałem, mogłem dogadać się z jednym ze sklepów

i otrzymałem znacznie niższe ceny. Pozwoliło mi to na zak-up przynajmniej jednej nowej części w miesiącu w celu jej przetestowania. Każda więc nowość lądowała w mo-jej Sl-9 i sprawdzałem jakość ich wykona-nia, wytrzymałość i żywotność. Podówczas używałem głównie części Systemy, w tym i sprężyn, aczkolwiek po jakimś czasie ich jakość znacznie się pogorszyła i musiałem z tej firmy zrezygnować.

S z c z e g ó l n i e sprężyny, które były praw-

dopodobnie przehartowane, ponieważ zaczynały się rozsypywać. Nie tylko zresztą u

mnie, ale również u znajomych graczy. Przerzuciłem się wówczas na sprężyny Guardera, z których jestem na prawdę zadowolony. Na dzień dzisiejszy w mojej SL-9 zamontowana jest sprężyna Ultimate, którą testuję po zakupie. W tym momencie jestem z niej całkiem zad-owolony, ponieważ chrono pokazało dokładnie taką moc, jaką powinna mieć według danych producenta.

Jedną z najważniejszych części, jakie działają w rep-likach elektrycznych, są zębatki. W tym jednak przypadku zostałem przy zębatkach Super Torque Up Classic Army, ponieważ ich stosunek jakości do ceny był więcej niż zadowalający. Jedyny manka-ment, jaki można zauważyć podczas ich użytkowania, to przekręcający się wieloklin przy bardzo dużych obciążeniach. Taka zębatka musi być później zespawa-na, żeby można jej było normalnie używać.O dziwo w mojej replice siedzi obecnie lufa precyzy-jna marki Mad Bull 650 mm, niespecjalnie pole-cana przez większość snajperów airsoftowych. Mnie jednakże trafiły się tylko dwie lufy tej firmy, które były wadliwe. A trzeba wziąć pod uwagę, że montuję tych luf w różnych replikach na prawdę sporo.

65

Page 66: OpForce Magazine Issue 4

Jednego, czego nie polecam, to silniki systemy, ponieważ spaliłem ich trzy, zanim doszedłem do wniosku, że są zbyt delikatne do obciążeń, jakie mam w replice i potrzebują zabezpieczenia w postaci Mos-fetu.Prowadnica sprężyny ważne, żeby nie była stożkowa oraz przelotowa, tzn. nie może być pełna. Obecnie posiadam prowadnicę firmy Ultimate, z której jestem zadowolony. Wcześniej siedziała tam prowadnica Sys-temy i nie stwierdziłem żadnych problemów podczas jej użytkowania.Jeśli chodzi o tłoki, to moja SL-9 przemieliła ich rzeczywiście mnóstwo. Najbardziej jednak sprawdził się w niej aluminiowy tłok Systemy. Co prawda ma on tendencję do ścinania swych zębów, aczkolwiek ty-lko tylko do pewnego momentu. Po tych pierwszych, drobnych ścięciach, nie stwierdziłem dalszych ubyt-ków na zębach tłoka. Bardzo dobre są również plas-tikowe tłoki JBU z metalową listwą, które testowałem też przez dłuższą chwilę. Nieco gorsze, aczkolwiek też bardzo satysfakcjonujące, są nowe tłoki Big Dragona z metalową listwą.

Jeśli chodzi zaś o głowicę tłoka, to polecam aluminiową Bore-up ICS’a. Jest to, moim zdaniem, najlepszy wybór do mocnych tuningów. Należy jedynie dobrać dobrego o-ringa do tej głowicy. Przy doborze cylindra do tego typu tuningów polecam cylinder pełny, czyli nie posiadający żadnych otworów na powierzchni. Zdecydowanie pełne sprężenie jest potrzebne przy długich lufach, co właśnie ma zapewnić cylinder pełny. Nie polecam w tym wypadku cylin-drów Bore-up ICS’a, ponieważ spotkałem już kilka z

Ekstremalna Pasja

których odchodziło chromowanie od materiału.Głowice cylindra polecam Systemy lub Classic Army, w żadnym wypadku Deep Fire, ze względu na ich wadliwość.

Komory Hop-up należy dobierać pod jednym kątem, tzn, musi, lub też powinna być, metalowa. Jest to po-dyktowane chronicznym urywaniem się zaczepów komory w jej wersjach plastikowych. Niestety, obec-nie nie ma zbyt dużego wyboru wśród komór metal-owych, więc trzeba takową upolować.

Kompletny koszt złożenia takiej repliki jak moja, z pełnym tuningiem do 600 fps’ów, to około 2700 PLN. Przyjmując oczywiście, że koszt repliki to około 1200 PLN. Sam tuning więc może zamknąć się w kwocie 1500 PLN.

Poniżej prezentuję spis części, jakie należy wymienić, żeby uzyskać moc oraz celność, jaką posiada moja SL-9.

1. Silnik – Chiński silnik krótki z replik A&K i tym podobnych. Silniki te są niesamowicie moc-ne i bardzo wytrzymałe. Ciągną praktycznie każdą sprężynę, a i cena jest bardzo przyzwoita.2. Zębatki – wspomniane już wcześniej Super Torque Up Classic Army, ale trzpienie zębatek należy wymienić na dłuższe tak, aby opierały się na całym łożysku i nie miały luzów.3. Sprężyna – Guarder M1704. Gumka HU – fioletowa gumka firmy Prometheus

5. Komora HU – produkt firmy Pro-Win, aczkolwiek tu występuje czasami loteria, zapewne ze względu na kwestię kontroli jakości.6. Łożyska – kulkowe 7 mm Classic Army, King Arms7. MOSFET Gate 4004 AB8. Prowadnica – Ulti-mate łożyskowana do GB v39. Tłok – aluminiowy Systemy, plastikowe JBU10. Głowica tłoka – alu-miniowy tłok Bore-up ICS11. Cylinder – pełny, np. Wskazania chrono repliki CA-8-2 po modyfikacjach

Page 67: OpForce Magazine Issue 4

67

Systemy12. Głowica cylindra – np. Bore-up Classic Army lub Systema13. Dysza – Bore-up Classic Army

Marcin „Czesio” Dudek

Jeśli ten tekst nie do końca wyjaśnił Wam, jak można przerobić replikę z GB v.3 na pełnoprawną snajperkę, Marcin zadeklarował, że wyjaśni wszystkie wątpliwości. Wystarczy napisać do niego na adres: [email protected].

Page 68: OpForce Magazine Issue 4

Garand Historia

M1 Garand – karabin przełomu.Historia powstania

Jest na świecie jedynie kilka konstrukcji, które w historii zapisałem się jako przełomowe. Kilka z nich również miało możliwość uczestniczyć bezpośrednio w przełomowych wydarzeniach, kształtując je za pomocą swej nowatorskości. Jednym z takich karabinów był amerykański M1 Garand. Karabin, który pojawił się w mo-mencie, kiedy historia zmieniła całkowicie swój bieg i miał możność wpłynąć na losy milionów. Co jeszcze ważne – jego podstawowa konstrukcja, wykorzystana w kolejnych modelach broni palnych, towarzyszy nam po dziś dzień.

Już na początku wieku XX Armia Amerykańska zaczęła interesować się bronią samopowtarzalną.

Powodów było kilka, ale do tych najważniejszych należały: szybkość działania i łatwość obsługi w wa-runkach pola walki.Pierwsze testy nowego systemu rozpoczęto w 1911 roku i kontynuowano podczas całego okresu trwania I Wojny Światowej. Poważne prace nad samopowtar-zalnym karabi- nem dla armii amerykańskiej rozpoczęły się w roku 1919, kiedy najwyższe d o w ó d z - t w o s t w i e r d z i ł o , bazując na doświadczeniach min-ionej wojny, że nabój w podówczas używanym karabinie M1903 jest zdecydowanie za silny w warunkach normalnego pola walki.W tym samym roku fabryka Spriengfielda, założona jeszcze przez Georga Washingtona, przyjęła na stanowisko cywilnego inżyniera młodego entuzjastę – Johna C. Garanda. Rozpoczął on wkrótce prace nad nowym typem karabinu samopowtarzalnego.Jego pierwszy prototyp, oznaczony jako M1922, był gotowy w roku 1924. Tym pierwszym modelem był, posiadający odtylcowy mechanizm spłonkowy, kara-bin kalibru .30-06. Po nierozstrzygniętym konkursie na karabin samopowtarzalny, Garand przystąpił do ulepszenia swego projektu, w wyniku czego powstał model oznaczony M1924. Kolejne próby, przeprow-adzone w 1927 roku, przyniosły średnie wyniki, ac-zkolwiek Garand zaprojektował w ich wyniku model strzelający nabojem kalibru .276. Rok później, w wyniku prób, Armia i Kawaleria wskazały na projekt M1924 kalibru .30-06 jako bardziej preferowany od modelu o mniejszym kalibrze.

Projekt Garanda znalazł się w finale postępowania przetargowego wraz z karabinem T1 Pedersena na wiosnę 1931 roku. Niestety, w wyniku pęknięcia zamka podczas testów, odrzucono wersję zasilaną nabojem 30-06. Drugi z projektów Garanda, zasilany słabszym nabojem, nie miał jednakże problemów

z pokonaniem konkurenta i to on został zwycięzcą postępowania konkursowego. 4 lutego 1932 roku komisja wydała swą aprobatę i model ten skierowano do produkcji. W międzyczasie poprawiono projekt wersji 30-06 i ponownie go poddano testom, które zakończyły się sukcesem. Powiadomiony o wynikach Szef Sztabu Armii, generał Douglas McArthur, który nie był zwolennikiem redukcji kalibru w nowym kara-binie, zadecydował w wstrzymaniu prac nad wersją .276 i przesunięciu wszystkich zasobów do produkcji wersji o większym kalibrze.

W maju 1933 roku pierwszych 75 sztuk p r z e - kazano do tes-

tów. Podczas ich trwania

w y k r y t o kilka problemów, które zostały następnie rozwiązane przez Garanda i jego zespół. Karabin było gotowy do standaryzacji i wprowadzenia do masowej produkcji. Pierwszy seryjny model ujrzał światło dzienne 21 lipca 1937 roku.Służba karabinu M1 Garand trwała niemalże 30 lat. Dopiero w roku 1965 został on kompletnie zastąpiony przez swego następcę – M14. Do tego czas wyprodukowano około 5,4 miliona egzemplarzy tej broni. Do dzisiaj cieszy się ona popularnością wśród kolekcjonerów oraz organizatorów pokazów wojs-kowych.

Specyfikacja:

Nabój: .30-06 Springfield (7.62 x 63mm), Pojemność magazynka: 8 naboi w łódce, umieszc-zanej w wewnętrznym magazynku Prędkość wylotowa: 2750-2800 stóp (850 metrów) na sekundę

Page 69: OpForce Magazine Issue 4

69

Zasięg skuteczny: 540 metrówSzybkostrzelność: 16-24 pocisków/minute Waga: 4,3 kg Długość: 110 cm Długość lufy: 61 cm Akcesoria dodatkowe: bagnet M1905 lub M1942, granatnik

John C. Garand stał się ikoną amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego. Oczywistą ironią jest fakt, że jak wielu innych wynalazców czy naukowców, Ga-rand nie był Amerykaninem. Jego miejscem urodze-nia znajdowało się 30 kilometrów od Montrealu, gdzie jego rodzice prowadzili farmę, a jego pochodzenie do końca zdradzał francusko-kanadyjski akcent. Urodził się jako siódme z czternaściorga dzieci, co zapewne wpłynęło na fakt, że szybko przyszło mu się usamodzielnić. Już w wieku lat 12 pracował zarob-kowo jako zamiatacz oraz szpulowy w fabryce tek-styliów w New England. Z tego okresu pozostało mu uwielbienie wszelkiego rodzaju maszyny. Wszystkie nieliczne przerwy, kiedy szpule zapełniały się nićmi, spędzał w parku maszynowym, przypatrując się naprawą sprzętu. Jego zamiłowanie do mechaniki zaowocowały, już w rok po rozpoczęciu przez niego pracy, własnym patentem – nowym typem śruby.Zaraz po tym, jak młody John zaczął zarabiać, rozpoczął również oszczędzać na zakup karabinu. Z jednym ze swoich braci całymi dniami oglądał kata-log wysyłkowy z bronią, by ostatecznie zamówić kara-

bin Winchester .32-30. Wprawiali się później na okolicznych wzgórza w strzelaniu,

płosząc przy okazji farmerom ich owce.

W wieku 18 lat Ga-

r a n d b y ł j u ż w y k -w a l -

i f i k o w a n y m mechanikiem. W r a m a c h dorywczej pracy postanowił założyć z bra-tem strzelnicę, mającą nie tylko wspomóc jego budżet, ale również przynieść satysfakcję z pracy z tym, co

było jego największym hobby – bronią palną. Zado-wolenie Johna był tak duże, że większość dochodów ze strzelnicy przeznaczył na naboje do swojego kara-binu, ćwicząc się nieustannie w strzelaniu.Kolejnym zajęciem młodego jeszcze Garand, była praca w fabryce narzędzi na Rhode Island. To właśnie w Providence, do którego przeprowadził się po otrzy-maniu wspomnianego zajęcia, złapał kolejnego bak-cyla – wyścigi na motocyklach. Skonstruowany prze niego silnik pomógł mu nawet wygrać kilka wyścigów na terenie Nowej Anglii. Po drodze uprawiał również łyżwiarstwo, ale nigdy żadne nowe hobby nie wzięło góry nad jego zamiłowaniem do broni.Wczesne lata Pierwszej Wojny Światowej zastała Ga-randa w Nowym Yorku, gdzie pracował w fabryce wyrobów precyzyjnych na Manhatanie. To właśnie tam, podczas jednej z nocnych sesji, kiedy przygotowywał się do kolejnych lekcji (uzupełniał wówczas swoje wykształcenie), przeczytał w lokalnej gazecie o prob-lemach rządu w znalezieniu satysfakcjonującego karabinu maszynowego dla jednostek walczących w Europie. Nie bardzo był w stanie zrozumieć, dlacze-go taki problem istnieje, więc usiadł i zaprojektował taki karabin samodzielnie. Gotowe rysunki włożył do koperty a następnie wysłał ją Dowództwa Marynar-ki Wojennej w Waszyngtonie. Na odpowiedź nie czekał długo. Eksperci w stolicy byli zainteresowani jego pomysłem i zaprosili go do Waszyngtonu na konferencję. Spotkanie zakończyło zaoferowaniem mu stanowiska projektanta w Biurze Standardów i możliwością przygotowania działającego prototypu karabinu maszynowego, który zaprojektował. Pomi-mo faktu, że zarobki na oferowanym stanowisku było o połowę mniejsze, Garand przyjął propozycję.W międzyczasie wojna w Europie skończyła się i zniknęło zapotrzebowanie na karabin maszynowy. Pojawiła się jednak nowa propozycja – stworzyć pro-jekt samopowtarzalnego karabinu, mającego zastąpić wysłużonego Springfielda M1903. Było rok 1919, a już pięć lat później powstał prototyp karabinu, znanego później jako M1 Garand.

źródło: Popular Science, Grudzień 1940.

Page 70: OpForce Magazine Issue 4

Zapomniany Mistrz

Zapomniany mistrzKażda nacja ma swoich bohaterów. Tych z zamierzchłej przeszłości i tych, którzy brali udział w wydarzeniach nam współczesnych. Zaawansowane umiejętności i predyspozycje, często ujawniające się w newralgicznych mo-mentach, stanowiły o wyjątkowości tych jednostek. W przypadku snajperów jednostkowe traktowanie nabiera specjalnego znaczenia. Ci ludzie, głównie samotnicy, w momencie osiągnięcia mistrzostwa w swym rzemiośle, rzadko kiedy pozostają zapomniani. Sytuacje takie jednak się zdarzają. Dokładnie taka miała miejsce w przy-padku sierżanta Adelberta „Berta” Waldrona III – najlepszego amerykańskiego snajpera w historii.

Urodzony 14 marca 1933 roku w Syracuse (stan Nowy York). W wieku lat 20 zaciągnął się do

marynarki wojennej, gdzie służył do roku 1965, kończąc jako podoficer klasy E5. Trzy lata później, w maju 1968 roku, Waldron zaciągnął się ponownie, wybierając tym razem Armię, nie Marynarkę. Po-zostawiono mu stopień, którego dosłużył się pod-czas swojego poprzedniego przydziału w US Navy i skierowano do Kompanii B 3 Batalionu 60 Pułku Piechoty, wchodzącego w skład 9 Dywizji Piechoty stacjonującej w Wietnamie. Tego samego roku również sierżant Waldron został skierowany na Dale-ki Wschód gdzie, jako strzelec wyborowy, został ski-erowany do szkoły dla snajperów, zorganizowanej na miejscu przez członków AMU (Army Marksmanship Unit czyli Jednostki Strzelców Wyborowych Armii)

za błogosławieństwem dowódcy Dywizji – generała Ewell’a.Po zakończeniu szkolenia sierżant Waldron, już jako snajper, został skierowany na teren Delty Mekongu, gdzie operowała jednost-ka MRF (Mobile Riverine Force – Rzeczne Siły Mobilne), w skład których, jako jedyna jednostka US Army, wchodziła 9 Dywizja. „Bert”, jak nazywali go koledzy z oddziału, rozpoczął swą służbę na łodziach, których zadaniem było oczyszczenie Delty z par-tyzantki komunistycznej oraz likwidacja szlaków przerzutowych. Tereny te były jed-nym z najniebezpieczniejszych miejsc ówc-zesnego Wietnamu, rojącym się od wrogich jednostek oraz, ze względu na bujną szatę roślinną, wyjątkowo trudnym do prowadze-nia działań.Już na początku roku 1969 Waldron miał na swoim koncie 109 potwierdzonych trafień, co czyniło go najskuteczniejszym snajperem w historii amerykańskiej wojskowości. Wynika z tego, że świetnie poradził sobie we wspomnianych wyżej warunkach, a z niedogodności uczynił sposobność. Unikal-ny był fakt, że Waldron służył w US Army, a nie jak miało to miejsce w przypadku zdecydowanej większości snajperów tamtego

konfliktu – w Marines. Zupełnie różna była również broń, której używał. Podczas, gdy strzelcy Piechoty Morskiej używali karabinów powtarzalnych, Waldron używał przerobionego karabinu M14 – oznaczone-go jako M21. Ta konkretna wersja, w łącznej liczbie 1435 sztuk, została specjalnie przygotowana przez firmę Rock Island Arsenal do pełnienia funkcji kara-binu snajperskiego i wyborowego. W skład zestawu wchodził, poza samym karabinem, celownik Leath-erwood 3x-9x ART oraz zawieszenie M1907. Karabin w tej wersji pozwalał skutecznie strzelać na odległość do 800 metrów (według danych producenta), przy użyciu standardowej amunicji M118, o kalibrze 7,62 NATO. Do karabinu przystosowano później również celownik noktowizyjny firmy Starlight oraz tłumik

Page 71: OpForce Magazine Issue 4

71

dźwięku. Wszystkie te akcesoria były używane z po-wodzeniem przez sierżanta Waldrona podczas jego służby w Delcie Mekongu. Znany jest nawet przy-padek, kiedy jednej z takich nocy „Bert” uzyskał 9 potwierdzonych trafień. Przypisuje się mu również jeden z bardziej słynnych strzałów, który następnie stał się niemal mityczny w tym zamkniętym kręgu.Pewnego ranka, podczas patrolowania rzeki na łodzi typu Tango, jednostka została ostrzelana przez nieprzyjacielskiego snajpera. Wszyscy żołnierze zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu strzelca, który znajdował się na brzegu w odległości ponad 900 metrów od łodzi, sierżant Waldron sięgnął po swój karabin snajperski i, jednym strzałem, zlikwidował snajpera Vietcongu, strzelającego z czubka palmy ko-kosowej. Było to o tyle trudniejsze, że Waldron strzelał z wciąż poruszającej się łodzi.Odznaczony Srebrną i Brązową Gwiazdą oraz dwoma Krzyżami za Wybitną Służbę, zakończył swoją turę w Wietnamie i został przeniesiony do Jednostki Strzel-ców Wyborowych Armii jako starszy instruktor, gdzie służył do demobilizacji w 1970 roku. Pracował później dla byłego oficera CIA oraz najemnika, Mitch-ella WarBella III, w jego prywatnej szkole treningowej, znanej jako „Farma”, w charakterze in-struktora strzelectwa. Zmarł 18 października 1995 roku w Kalifornii - w wieku 62 lat.

Page 72: OpForce Magazine Issue 4

w bastępnym numerze

Marcin “Mirra” Dudojć

Maniak Airsoft’u od 2004.Jest również miłośnikiem herbatki o piątej po południu i wszystkiego co brytyjskie.

Michał “Magnus” Kasiński

Redaktor anglojęzyczny. Do niedawna mieszkaniec Wysp. Sprzedał swą duszę siłom specjalnym.Miłośnik GRO-Mu i SASu.

Jacek “Dexter” Reiter

Redaktor działu Under the Burlap. Miłośnik karabinów sprężynowych. Urodzony snajper, ale gra w CQB. Ide-alny jako OpForce.

Paweł Fabisiak

Redaktor niemieckojęzyczny. Wielki miłośnik historii, szczególnie tej drugowojen-nej. Uwielbia wycieczki i wspinaczkę górską.

Andrzej Walaszek

Redaktor bułgarskojęzyczny. Zapalony militarysta i histo-ryk. Połknął pierwszego bak-cyla airsoftowego.

Joanna Bartz

Redaktor rosyjskojęzyczny. Miłośniczka słowiańskiej duszy i filmu. Niespokojny duch żądny wiedzy.

Marta Oziębłowska

Redaktor słoweńskojęzyczny.

Małgorzata Dobecka

Redaktor francuskojęzyczny.

Page 73: OpForce Magazine Issue 4

73

W następnym numerze między innymi:

Kontakt:

Redakcja:Redaktor: Tomasz Niwiń[email protected]

Redaktor działu Under the Burlap:Jacek [email protected]

Reklama:[email protected]:[email protected]

Konkursy:[email protected]

Pamiętaj, że zawsze możesz dołączyć do załogi OpForce Magazine. Jeśli jesteś miłośnikiem militariów, masz coś ciekawego do powiedzenia na temat wojskowości, airsoftu itp. napisz do nas na adres: [email protected].

Do głównych zadań zatrudnionej osoby będzie należało:* przygotowywanie artykułów na dany temat* wyszukiwanie informacji* pozyskiwanie informacji ze źródeł osobowych* samodzielne przygotowanie materiałów na tematy zbieżne z wydawanym numerem* dbałość o rzetelność i dokładność informacji do przy-gotowywanych artykułów

Od kandydatów oczekujemy:* samodzielności i inicjatywy w dążeniu do realizacji celów* skuteczności i konsekwencji w działaniu* umiejętności analitycznego i logicznego myślenia* odpowiedzialności i komunikatywności* dobrej organizacji pracy* operatywności, kreatywności i niekonwencjonalnych pomysłów* umiejętności pracy w zespole i pod presją czasu* znajomości pakietu Open Office* zamiłowania oraz wiedzy na temat militariów i/lub Airsoftu* pasji dziennikarskiej

Mile widziane będą:* wcześniejsze publikacje na temat militariów i/lub Air-softu* doświadczenie w stosowaniu słowa pisanego* mile widziani studenci kierunków humanistycznych - Dziennikarstwa, Filologii Polskiej, PR, Historii.

Oferujemy:* możliwość uczestniczenia w niebanalnym projekcie* zdobycie międzynarodowego doświadczenia* możliwość stałej współpracy

Kolejnym przystankiem na naszej mapie stylizacji będzie Półwysep Apeniński. Zapoznamy się bliżej z Armią Włoską oraz jej jednostkami – głównie specjalnymi. Dokonamy również porównania mundurów

w kamuflażu Vegetato, obecnie używanego przez Włochów. Recenzja będzie dotyczyła munduru kontraktowe-go oraz kopii, co pozwoli nam spojrzeć na różnice w ich wykonaniu.Znajdzie się również sporo miejsca na testy replik. Tym razem będziemy mieć sposobność opisać replikę iz-raelskiego Galila, o którym mogliście przeczytać w pierwszym numerze OpForce Magazine. Będzie również druga część testu kamer sportowych. Tym razem przedstawimy Wam produkt z najwyższej półki – kamerę VholdR Contour HD. Wypatrujcie następnego numeru, ponieważ wyżej wspomniane atrakcje nie będą je-dynymi, które dla Was przygotowaliśmy.

Page 74: OpForce Magazine Issue 4
Page 75: OpForce Magazine Issue 4

Recommended